Nietypowa nazwa wsi ściągnęła tu nawet ekipę z Telewizji Bydgoszcz, która przygotowywała program o pochodzeniu nazw miejscowości regionu.
- To stara wieś, są o niej wzmianki już z XV wieku, a nazwa prawdopodobnie wzięła się z tego, że kiedyś sadzono tu dużo grochu, bo ziemia była dobra klasowo. A po omłocie, po wyłuskaniu, zostawało dużo grochowin - mówi sołtys, Jan Szkatulski.
Według innego przekazu kiedyś na stołach w tutejszych domostwach gościł groch z kapustą i od nazwy potrawy utworzono nazwę miejscowości. Dlaczego Szlacheckie? Może dlatego, że groch to roślina szlachetna? Może dlatego, że z czasem zamieszkali tu szlacheccy właściciele?
Tutaj straszy?
W książce "Diabeł Wenecki. Podania i bajki z Pałuk" autorstwa Wojciecha Łysiaka odnaleźć można legendę o duchu, który podobno pojawiał się niegdyś (a może przychodzi czasem i dziś?) w przypałacowym parku. Wedle przekazów zasłyszanych kiedyś od starszych ludzi, z których dziś już większość nie żyje, duch zjawiał się zazwyczaj w listopadzie. I kiedy ktoś próbował wtedy wkraść się do pałacu albo choćby po kryjomu wejść na podwórze - wtedy duch dął w potężny róg, aby ostrzec przed potencjalnymi złodziejami. Jak mówi legenda ten duch to wierny sługa, który widział, że dom jego państwa jest okradany przez najemnych robotników, na co stróż nie reagował, bo spał podczas służby. Dobry sługa chciał złapać złodziejaszków. Niestety, to oni złapali jego, wyłupili mu oczy, ucięli język i tak go zostawili. Znaleziono go lecz żył jeszcze tylko kilka godzin. Przed śmiercią zdążył wskazać bandytów, bo gdy wymieniali mu różne imiona, to kiwał głową. Po śmierci nadal służy dla swojego dworu, już jako duch. Tyle legenda. Sołtys jednak mówi, że ducha tu nikt nie widział i żartem dodaje: - Przynajmniej nie za mojej kadencji. A to już trzecia kadencja Jana Szkatulskiego.
Grochowiska Szlacheckie zamieszkuje 67 rodzin. Mieszkańców jest 214. Część wsi zwana jest przez tutejszych Ustroń. - Miejsce rzeczywiście jest ustronne, ale mieszkają tam cztery rodziny - wyjaśnia sołtys - na znajdujący się tam dom czasem mówiło się "pałacyk", to należało kiedyś do folwarku, mieszkał zarządca.
Około roku 1780 z polecenia Teofili Korytowskiej w Grochowiskach wzniesiono pałac. Majętności należały do rodziny Korytowskich herbu Mohra. Ostatni przedwojenny właściciel opuścił pałac w roku 1939. W czasie II wojny mieszkał tu Niemiec nazwiskiem Rawe. Potem pałac i jego zabudowania i ziemie przeszły pod własność PGR-u. - W tamtych czasach była świetlica, było kino, ludzie przychodzili filmy pooglądać, była OSP, działało Koło Gospodyń Wiejskich. Po 89. roku PGR- upadł. Wielu ludzi wtedy straciło pracę - opowiada sołtys.
Największy problem- brak pracy
Przyznaje, że mieszkańcy borykają się z problemem bezrobocia, choć sytuacja jakby się trochę poprawiała. Jedni pracę mają w Rogowie, inni w Żninie. Jeszcze inni znaleźli zatrudnienie w restauracji Pałacowej. - Bywa, że młodzi jadą za chlebem za granicę, tu od nas zwykle do Holandii - mówi Jan Szkatulski.
Kiedyś PGR, dziś hotelik
Po pałacu oprowadza Paulina Muślewska, pracująca w restauracji. Pokazuje księgę pamiątkową. - Ludzie się wpisują, wklejają zdjęcia z wesel, które się tutaj odbywały - mówi.
Wśród wpisów znajdują się także teksty w językach obcych.
Kiedyś wokół pałacu był rozległy park. W czasach, gdy teren należał do PGR-u były tu ogrody i oranżerie. Dziś drzew jest mniej, niż za dawniejszych czasów, ale teren jest bardzo zadbany.
W parku obejrzeć można przyrodniczą ciekawostkę. Jakieś dziesięć lat temu huragan przewrócił drzewo, daglezję. Korzenie pozostały jednak w ziemi (przysypano je dodatkowo ziemią), boczne gałęzie wyprostowały się i teraz rosną w górę. Wygląda to tak, jakby z pnia leżącej daglezji wyrastały choinki.
Oprowadzając po parku, sołtys wskazuje na daszek dawnej, pałacowej stajni. - Był tutaj dzwonek, którym dzwoniono, żeby wzywać ludzi do pracy. Jeszcze za moich czasów to było. Dziś nie ma już dzwonka na dachu, możliwe, że został skradziony, ale miejsce, na którym wisiał - pozostało.
Wymalowali kotłownię, ale chcą więcej
Podczas kadencji obecnego sołtysa w Grochowiskach zrobiono miniboisko. Dzieci i młodzież przychodzą tu pograć w piłkę, posiedzieć, porozmawiać. Postawione zostały nowe pojemniki na śmieci.
W wiosce aktywnie działają młodzi. W porozumieniu z sołtysem oraz prezesem Spółki Mieszkaniowej wymalowali starą kotłownię. Teraz przychodzą tam pograć w tenisa. Stół tenisowy przekazała gmina. Sołtys chwali młode pokolenie. - Podczas jednej z narad sami zaproponowali, że napiszą program i plan, aby można było pozyskać jakieś unijne fundusze na rozwój wsi - mówi - zawiązała się z młodych grupa robocza w składzie: Kasia Sobkowska, Jacek Jakubiak, Dawid Hutek, Adrian Nowicki i Adam Kozłowski. Oni pracują na programem.
Do grupy oczywiście należy też sołtys. Gdyby udało się pozyskać fundusze, w Grochowiskach powstałaby świetlica oraz większe boisko.
Rada sołecka:
Władysław Jasnowski,
Radosław Mikulski,
Stanisław Szkatulski.
Tekst i fot.
Adrianna Wierska
Wizytówką wsi jest pałacyk, w którym dziś mieści się restauracja "Pałacowa". Na małym zdjęciu cud przyrody - daglezja, która po upadku wciąż rośnie.