Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grudziądzanka zdobyła szczyt w Himalajach - Imja Tse (6.189 m n.p.m.)

MARYLA RZESZUT [email protected] tel 56 45 11 931
Na samym szczycie Imja Tse Dorota, wciąż przypięta do punktu asekuracyjnego, wyjęła flagę z herbem Grudziądza
Na samym szczycie Imja Tse Dorota, wciąż przypięta do punktu asekuracyjnego, wyjęła flagę z herbem Grudziądza Fot. Archiwum Doroty Chylińskiej
W 2007 r wspięła się na szczyt Mt Blanc w Alpach i Kilimandżaro w Afryce. Rok później był Elbrus na Kaukazie. W tym roku przyszła kolej na Himalaje. Dorota upatrzyła sobie górę Imja Tse czyli Island Peak, sześciotysięcznik. Dotarła na szczyt jako jedna z trójki z całej, sześcioosobowej grupy.

www.pomorska.pl/grudziadz

Więcej informacji z Grudziądza znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/grudziadz

Niezwykły kraj i życzliwi, zwykli ludzie

Kto kocha i uprawia wspinaczkę, marzy o najwyższych górach na świecie - Himalajach. Dorota Chylińska z Grudziądza odważyła się ruszyć z ekipą na zdobycie Imja Tse, mierzącej 6.189 m n.p.m.

- Celem było wejście na szczyt, a przy okazji - poznanie całkiem nowego dla mnie kraju, wielkości połowy Polski, w którym na południu są tropikalne lasy, a na północy - najwyższe góry na świecie, z wiecznymi śniegami i mrozami - Dorota wraca myślami do wyprawy do Nepalu. - Z bliska przyjrzałam się życiu Nepalczyków, ich zwyczajom i kulturze. Widziałam kobiety piorące na podwórkach, myjące dzieci, przygotowujące posiłki. Ludzi przy ich zwykłych, codziennych czynnościach. Nepalczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów.

Grupa Doroty ze stolicy Nepalu - Katmandu wyruszyła w góry. Oprócz grudziądzanki, w ekipie byli: Karolina z Poznania, Monika z Brazylii i trójka z Warszawy: Agnieszka oraz Piotr i Jacek. Spędzili 14 dni w górach.

Najpierw oswajali się z wysokością

- Zanim ruszyliśmy na Imja Tse, w kilka dni odbyliśmy około 40-kilometrowy trekking - intensywny spacer po górach od wysokości 2.600 do 5.200 m n.p.m. - relacjonuje aplinistka - przyzwyczajaliśmy organizmy do dużych wysokości. Nie każdy je dobrze znosi. Trakking miał nas zaaklimatyzować. Zdobyliśmy kilka 5-tysięcznych wzniesień, w tym Kala Patthar, na wysokości 5.540 m. n.p.m. Tu był znakomity punkt widokowy na najwyższy szczyt świata - Mt Everest a także na Nuptse, Pumo Ri czy Ama Dablam.

Odwiedzili też bazę pod Everestem, o tej porze opustoszałą. Zwykle ekipy przyjeżdżają wiosną, a oni zjawili się jesienią. Było po deszczach monsunowych i zielono w dolnych partiach gór.

- Widzieliśmy w ogrodach warzywa i zielone drzewa. Im wyżej, tym krajobraz był coraz bardziej surowy. W końcu szliśmy kilometrami, jak po kamieniołomach. Żadnej roślinności, tylko głazy, kamienie - wspomina Dorota - Wreszcie zapadła decyzja, że szturmujemy Imja Tse. Po południu dotarliśmy do bazy , gdzie zjedliśmy posiłek. Nocowaliśmy w "High Cump" na wysokości 5.600 m n.p.m. Podudka była o 1.00 w nocy. Wyruszyliśmy o 2.00. Czekały nas najpierw cztery godziny wspinania się w zupełnej ciemności. Szliśmy nocą, by szczyt zdobyć w ciągu dnia i mieć czas na zejście. Cała wspinaczka i powrót do namiotu zajęły 14 godzin. Przez ten czas Dorota ze sobą miała tylko termos z rozcieńczonym kisielem, batona, niezbędny sprzęt i zapasową kurtkę.

Z Dorotą na Imja Tse dotarły poznanianka i Brazylijka.

Pół godziny na szczycie

Może zdobycie szczytu Imja Tse jest, według, grudziądzkiej alpinistki, średnio trudne technicznie, ale - jak widać - zadanie wcale proste nie jest.

- Trzeba było wytrzymać, walczyć z bólem głowy, skupić się na bezpiecznym wejściu. Mój organizm w takich warunkach nie potrzebuje posiłków, nie chce mi się jeść - objaśnia - batona nawet nie ruszyłam. Trudniejszym etapem była 200-metrowa grań. Około godzinę szliśmy ośnieżonym, wąskim grzebieniem, wpięci w liny poręczowe. Oprócz nas wspinało się sporo ekip i na trasie zrobiło się trochę tłoczno. Przypięci linami do punktów asekuracyjnych, dotarliśmy wreszcie o 10.00 na szczyt. W słońcu, patrzyłam na Himalaje. Byłam na najwyższym szczycie, jaki dotąd zdobyłam! Po pół godzinie już schodziliśmy.

Obaj warszawiacy z grupy Doroty zostali na trasie. Nie dali rady dojść na szczyt. Wróciła do nich Agnieszka, partnerka jednego z nich, by mu pomóc w zejściu.

Trzy tygodnie bez chleba

Organizm podczas całej wyprawy musi się przestawić na całkiem inny sposób żywienia. - Przez trzy tygodnie nie jadłam w ogóle chleba. Przeważnie ryż z warzywami lub ziemniaki z warzywami albo "chlebek" w postaci placka upieczonego na blasze - relacjonuje Dorota - a w bazie podczas ataku mieliśmy np. chińskie zupki, mleko w proszku, kisiel i chrupki.

Po zejściu z Imja Tse było jeszcze trochę czasu na zwiedzanie Nepalu, odwiedzenie innych miast i wsi, tamtejszych miast i wsi oraz klasztorów buddyjskich. - Jeszcze przed atakiem góry wzięliśmy udział w uroczystościach modlitewnych w jednym z klasztorów - wspomina - a po powrocie wybraliśmy się na

symboliczne cmentarzysko ludzi gór.

Znajduje się przy ostatniej wiosce szlaku trekkingowego. Powstało z myślą o wielu śmiałkach, którzy nigdy nie wrócili z gór. Na przykład Jerzy Kukuczka, wybitny himalaista, który odpadł z południowej ściany Lhotse w 1989 r . Jego ciało spoczywa gdzieś w skalnej szczelinie, skąd nikt go nigdy nie wydobędzie.
Byliśmy w Himalajach tuż przed Świętem Zmarłych, więc przyjechała w tym czasie do Nepalu jego żona, by zapalić na symbolicznym cmentarzysku znicze. jest tam skrzynka, do której można wrzucać kartki z sentencjami, myślami, kierowanymi do tych, którzy zginęli w górach.

To cmentarzysko uczy pokory wobec gór. Dorota nie uważa siebie za jakąś wybitną alpinistkę. Po prostu przygotowuje się kondycyjnie do zdobywania kolejnych szczytów. Kiedyś bardzo dużo chodziła po górach wraz z synem. Najpierw po Tatrach. Później zdobyła Mt Blanc w Alpach i Kilimandżaro w Afryce, a w ubiegłym roku Elbrus na Kaukazie. Jej śladami idzie syn, Dawid. Też "zaliczył" już Mt Blanc, a w tym roku najwyższą górę Kaukazu. Nic dziwnego, jest bardzo wysportowany. Ten uczeń spotowego Gimnazjum nr 7 w Grudziądzu został właśnie mistrzem miasta szkół gimnazjalnych w biegu na 1.000 m.

Dorota uczy go odwagi, ale i realnej oceny swoich sił. - Nie wszystkie góry są dla mnie - zaznacza - akurat takie jak Imja Tse, średnio trudne technicznie, jestem w stanie zdobyć. Wybierałam takie, które są wielkim wyzwaniem, gwarantują wspaniałą przygodę i radość ze sprawdzenia samej siebie.

Dorota teraz marzy o górach w Ameryce Południowej (Aconcagua) i na Alasce (np. Mc Kinley).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska