Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Schreiber ma kłopoty

Redakcja
Premier Jarosław Kaczyński nie skorzystał z zaproszenia Grzegorza Schreibera i Kosmy Złotowskiego.
Premier Jarosław Kaczyński nie skorzystał z zaproszenia Grzegorza Schreibera i Kosmy Złotowskiego.
Były wiceminister sportu Grzegorz Schreiber ma kłopoty. Chcą go zdjąć z funkcji wiceszefa sejmiku naszego województwa.

A także rozliczyć za wyborczą fakturę, która grozi brzydkimi konsekwencjami dla całego PiS.

Zapowiedziana na 16 października ub. roku wizyta premiera Jarosława Kaczyńskiego w Więcborku miała być wielkim wyborczym show. Przede wszystkim dla ówczesnego wiceministra sportu Grzegorza Schreibera i senatora Kosmy Złotowskiego, którzy walczyli o miejsca w parlamencie z list PiS.

Tomasz Markowski, ówczesny lider bydgoskiego PiS nie kryje, że o wizycie szefa swojej partii dowiedział się przypadkiem. Dzwonili do niego inni kandydaci PiS, oburzeni, że wszystko okryto przed nimi tajemnicą. Nieoficjalnymi kanałami dowiedział się też o Więcborku szef okręgowego sztabu wyborczego Tomasz Rega.

Nawet wojewodę Zbigniewa Hoffmanna odstawiono na boczny tor. - To była typowo partyjna wizyta i urząd się w to nie angażował - mówi dyplomatycznie jego były asystent Michał Sztybel.

Minister organizuje...
Tymczasem postawiono na baczność cały Więcbork. Drukowano zaproszenia, na rynku montowano scenę, zmobilizowano aktyw PiS. Zjechała ekipa Biura Ochrony Rządu, lustrując m.in. szpital. Czy dysponuje odpowiednimi warunkami, gdyby premierowi coś się stało.

- O przyjeździe premiera zawiadomił nas minister Schreiber. To on organizował tę wizytę. Dzięki temu nie ponieśliśmy większych kosztów, bo nie było nas na to stać - mówi burmistrz Więcborka Paweł Toczko.

16 października na więcborskim rynku zgromadziły się setki ludzi. Czuwała policja z całego powiatu, wsparta przez posiłki z sąsiedniego Nakła. Tymczasem na trasie planowanego przejazdu premiera tajemnicze ręce zdarły plakaty, m.in. kandydatów PiS. Z wyjątkiem Grzegorza Schreibera i Kosmy Złotowskiego.

Czekano bezskutecznie. Po blisko godzinie burmistrz Toczko wyszedł na rynek i przeprosił zebranych, bo premier odwołał wizytę. Było to krótko po przegraniu przez Jarosława Kaczyńskiego telewizyjnej debaty z Donaldem Tuskiem, po której premier nagle zaniemógł. Kilka dni później Schreiber i Złotowski polegli w wyborach.

Ulga dla senatora
Tuż przed wizytą Schreiber zlecił spółce wydającej lokalny tygodnik "Wiadomości Krajeńskie" przygotowanie specjalnego dodatku. Na pierwszej kolumnie opatrzonej ogromnym zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego znalazła się informacja, że premier przyjeżdża do Więcborka na zaproszenie Schreibera, Złotowskiego i burmistrza Toczko. W dodatku zamieszczono też wyborcze materiały obu kandydatów.
Redaktor naczelny "Wiadomości" Piotr Pankanin nie kryje, że potraktował zleceniodawców ulgowo. Choć robota miała być wykonana w kilka dni, zażądał tylko pół ceny. Bo z senatorem Kosmą Złotowskim łączy go wieloletnia znajomość.

Za tę życzliwość Pankanin ściągnął sobie na kark same kłopoty. Już 16 października wystawił Krajowemu Komitetowi Wyborczemu PiS fakturę na niecałe 3 tys. zł. Wysłał ją do Warszawy, ale tam nie bardzo się palili do płacenia. Mijały miesiące. Do końca lutego należność była nadal nieuregulowana. Spółka monitowała, interweniowała gdzie się da.

Ściśle tajna faktura
Pankanin tłumaczy, że to częściowo jego wina, bo mylnie oznaczył fakturę. Jak twierdzi, napisano m. in, że chodziło o wizytę premiera Lecha, a nie Jarosława Kaczyńskiego. Zdobyliśmy duplikat faktury z 16 października ub. roku. Pisze tam czarno na białym o "wizycie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego".

Ówczesny lider Tomasz Markowski i inni członkowie bydgoskiego sztabu wyborczego PiS twierdzą, że nie wiedzieli nie tylko o fakturze, ale także i o zleceniu samego dodatku "Wiadomości". A jak podkreśla Markowski, każdy rachunek musiał przejść przez biurko okręgowego koordynatora finansowego. Pełniący tę funkcję Karol Przeworek twierdzi jednak, że dziś już nic nie pamięta.

- To były już ostatnie dni kampanii i wszyscy kandydaci mieli wyczerpane limity wydatków - mówi członek bydgoskiego sztabu PiS. - Schreiber, jako czwarty na liście miał jakieś 10 tysięcy. A to był ponadplanowy wydatek, poza zrobionym wcześniej preliminarzem.

Inny członek sztabu podkreśla, że w tej kampanii centrala PiS bardzo skąpiła im środków, większość poszła bowiem na ogólnopolską kampanię telewizyjną. Mocno wątpi, by pełnomocnik finansowy PiS lub jego ludzie zatwierdzili ten wydatek.

Radny ujawnia dokumenty
Pod koniec lutego zdesperowani wydawcy "Wiadomości" złożyli oficjalną skargę w sejmikowym klubie PiS. Trafiła ona do pełniącego wówczas dyżur radnego Ryszarda Grobelskiego. Zaraz na pierwszym posiedzeniu klubu zarzucił on Schreiberowi, że kompromituje PiS, narażając go na konsekwencje za łamanie ordynacji i ustawy o finansowaniu partii politycznych.

Schreiber początkowo wszystkiego się wyparł, na jednym z kolejnych spotkań Grobelski pokazał więc radnym dokumenty. Z notatką, że do 28 marca faktura nie została zapłacona. Uparcie podnosił tę sprawę na następnych spotkaniach, także z udziałem okręgowych i regionalnych władz PiS. Zobowiązano Schreibera do niezwłocznego załatwienia tego wstydliwego problemu.

Fakturę zapłacono dopiero w czerwcu, przelewem z partyjnego konta PiS. Jak rozliczono ten wyborczy wydatek, to już słodka tajemnica skarbnika PiS Teresy Kostrzewskiej Gorczycy. Przez wiele dni usiłowałem się z nią skontaktować, ale była nieuchwytna. Zwłaszcza od momentu, gdy w warszawskim biurze PiS wypytano mnie, o co chodzi.

Chciałem przede wszystkim zapytać panią Kosterzewską, czy więcborska faktura znalazła się w tzw. wykazie zaległych zobowiązań, który każda partia musi dołączyć do finansowego sprawozdania dla Państwowej Komisji Wyborczej. Jeśli nie, PiS grożą poważne konsekwencje. A wiele wskazuje, że tak się właśnie stało. Dowodem jest m.in. pismo pełnomocnika finansowego PiS do wydawcy "Wiadomości". Prosi on o przesłanie zlecenia, a także samej faktury, która "do dnia dzisiejszego" nie dotarła do księgowości PiS. Pismo jest z 3 kwietnia, tymczasem sprawozdanie wyborcze PiS wysłano do PKW 2,5 miesiąca wcześniej.

Nie chcieli go na liście
Od wiosny wojewódzcy radni PiS coraz głośniej mówią o konieczności odwołania Schreibera z funkcji wiceprzewodniczącego sejmiku. Zarzucają mu głównie nieróbstwo. Jako jedyny z radnych PiS uczestniczy tylko w jednej komisji, a i tak opuszcza wiele jej posiedzeń. Podobnie jak zebrania klubu, ale także Konwentu Seniorów, co już ujemnie odbija się na pozycji PiS w sejmiku. Miga się też od spotkań w terenie.

Od marca Schreiber pracuje na etacie w warszawskim biurze PiS, obecnie jako doradca samego prezesa Kaczyńskiego. Jest publiczną tajemnicą, że ma w centrali możnych mecenasów, a zwłaszcza Michała Kamińskiego, najbardziej wpływowego z ministrów prezydenta. Znają się jeszcze z ZChN, ale w życiu przyszłego ministra był też epizod bydgoski. W połowie lat dziewięćdziesiątych pracował on w miejscowym radio Vox, którego szefem był właśnie Schreiber.

W przeciwieństwie do centrali w Kujawsko-pomorskiem nie darzą jednak byłego wiceministra wielkim sentymentem. Już na progu kampanii wyborczej 2005 roku do Komitetu Politycznego PiS trafiło pismo sygnowane przez większość kandydatów bydgoskiego okręgu PiS. Zakwestionowali oni umieszczenie Schreibera na liście PiS. Ich zdaniem w jego życiorysie jest bowiem zbyt wiele haków, które może potem wyciągnąć prasa. Dołączyli listę zarzutów, poczynając od złożonego z opóźnieniem oświadczenia radnego, po żenująco niską aktywność poselską w kadencji 1997-2001. Potem skreślono Schreibera z listy, ale jedynie dlatego, że samowolnie rozpoczął kampanię wyborczą.

Mandat mu zabrali
Emocje nie słabną do dziś. Działacze PiS zarzucają Schreiberowi m.in. awersję do płacenia długów. Nawet wobec własnej partii. W lutym ub. roku wybuchł prawdziwy skandal. 4 dni przed okręgowym zjazdem partii specjalna komisja wykryła, że pan wiceminister w ciągu 5-letniej przynależności do PiS nie zapłacił jeszcze ani grosza składki. Podobnie jak partyjnego podatku za funkcje publiczne pełnione z rekomendacji PiS. Z samych tylko diet radnego w latach 2001-2006 zebrało się blisko 5 tys. zł zaległości, nie mówiąc już o pensji ministra.

Ponieważ Schreiber nie odbierał telefonów, zgodnie z wytycznymi władz PiS zapadła decyzja o pozbawieniu go mandatu delegata. Na zjeździe wybuchła awantura. Ostatecznie zatelefonowano do samego sekretarza generalnego Joachima Brudzińskiego. A on na to: nie płaci, więc nie głosuje! Działacze PiS twierdzą, że Schreiber ma do dziś zaległości w partyjnych opłatach. Gdy zapytałem o to bydgoskiego lidera, posła Tomasza Latosa, odmówił odpowiedzi.

Bydgoscy radni PiS pamiętają też Schreiberowi, że gdy w styczniu 2006 roku został wiceministrem, poprosili go, by zrezygnował z przewodniczenia komisji gospodarki przestrzennej. Dla klubowego kolegi, który był w trudnej sytuacji materialnej i dodatek za tę funkcję bardzo by mu się przydał. Minister zgodził się, ale słowa nie dotrzymał. Na wszelki wypadek nie pojawił się na większości posiedzeń komisji.

W lutym 2006 roku lokalna prasa ujawniła, że pan wiceminister ma w spółdzielni 5-tysięczne zaległości czynszowe i grozi mu komornik. Dopiero wtedy zaczął je spłacać. A doprawdy, miał z czego. Gdy zapytałem Grzegorza Schreibera o te i inne zobowiązania, zarzucił mi, że posuwam się do osobistych insynuacji. Potem stwierdził enigmatycznie, że "to nie jest prawda".

Wiceprzewodniczący sejmiku do dymisji?
Od kwietnia br. na posiedzeniach klubu PiS, m.in. z udziałem partyjnych liderów już kilka razy próbowano głosować nad cofnięciem Schreiberowi partyjnej rekomendacji na wiceprzewodniczącego sejmiku. Regionalni szefowie PiS blokowali jednak dymisję ustosunkowanego działacza, przekładając tę sprawę z miesiąca na miesiąc.

Cierpliwość radnych wyczerpała się 4 września. Na pierwszym po wakacjach posiedzeniu klubu w porządku obrad znalazł się punkt dotyczący odwołania Schreibera. Sam zainteresowany nie pojawił się na spotkaniu, podobnie jak wszyscy zaproszeni posłowie PiS. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że wniosek przeszedł jednogłośnie. Jeszcze tego dnia uchwałę wysłano do Regionalnej Rady PiS. Ma ona teraz miesiąc na podjęcie decyzji.

- Dymisja? Myślę, że to jest nadinterpretacja - twierdzi regionalny szef PiS, poseł Wojciech Mojzesowicz. Mija już połowa kadencji, czas więc ocenić radnych PiS, którzy pełnią funkcje w sejmiku. I właśnie o to klub chce wystąpić do władz partii. Pytam więc o klubowe posiedzenie z 4 września. - Nie, tu chodzi tylko o ocenę funkcyjnych - upiera się Mojzesowicz. Po tej rozmowie dzwonię do kilku radnych sejmiku. Śmieją się.

Poseł śledczy
Wojewódzkie władze PiS mają jednak przed sobą znacznie twardszy orzech do zgryzienia. W marcu odbyło się posiedzenie Rady Regionalnej, w której uczestniczył wiceprezes PiS Marek Kuchciński. Radny Grobelski oskarżył na nim Schreibera o łamanie prawa wyborczego, za które może zapłacić słoną cenę cała partia. Ponieważ przez 3,5 miesiąca Wojciech Mojzesowicz i inni szefowie PiS nie zajęli się tą sprawą, na początku lipca Grobelski skierował do lidera bydgoskiego okręgu, posła Tomasza Latosa oficjalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Przez Grzegorza Schreibera.

Jak twierdzą nasi informatorzy, Latos przez blisko dwa miesiące zastanawiał się, jak zjeść ten cuchnący pasztet. Wreszcie, na początku września dał Schreiberowi pismo z prośbą o wyjaśnienia. Sprawą zainteresował się już sam sekretarz generalny PiS Jarosław Zieliński. Mówi się, że partyjna władza chce zamieść tę sprawę pod dywan, bojąc się, że zainteresuje się nią Państwowa Komisja Wyborcza.

Poseł Latos nabiera wody w usta. - Oficjalnie wystąpiłem do zainteresowanych o złożenie wyjaśnień na piśmie, dlatego na razie moja wiedza była pobieżna i ogólnikowa - mówi. Dlaczego to wszystko tak długo trwa? - Nie będę tego komentować, nie chcę kierować się w tej sprawie emocjami - mówi poseł.

Po dwóch dniach poseł dzwoni do mnie z rewelacją. - Zajmowałem się tą sprawą wczoraj i dziś. Na podstawie informacji czy też dokumentów, które do mnie dotarły, w najlepszej wierze informuję pana, że wszystko jest w porządku. Nie ma żadnych nieprawidłowości - twierdzi. Skąd raptem taki zwrot w śledztwie, które przecież cały czas jeszcze trwa? - Na tę chwilę i na tym etapie wszystko jest w porządku - powtarza jak mantrę poseł Latos.

Nie ma sprawy?
Do Grzegorza Schreibera i Kosmy Złotowskiego skierowaliśmy pytania na piśmie. Tak, organizowali wizytę Kaczyńskiego, krajowy sztab PiS poprosił bowiem o wytypowanie w okręgu kilku małych miasteczek. Wybrano Więcbork, ze względu na bardzo dobre wyniki wyborcze.

Schreiber potwierdza, że zlecał druk dodatku, było to uzgodnione z krajowym sztabem. Według obu panów powodem zwłoki w opłaceniu faktury było to, że wydawcy wystawili ją z błędami. I to kilka razy. Krajowy sztab PiS wiedział o tej sprawie. O żadnych interwencjach wydawnictwa nie słyszeli. Jak twierdzi Schreiber, także sejmikowy klub PiS nie interweniował w tej sprawie. Faktura została już opłacona, wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

Wojewódzki lider PiS, poseł Wojciech Mojzesowicz początkowo nie może sobie przypomnieć sprawy Schreibera i więcborskiej faktury. Jakby nie uczestniczył w posiedzeniach Rady Regionalnej, gdzie omawiano ten wstydliwy problem. W końcu coś sobie przypomina, podkreśla jednak, że nie ma żadnej sprawy Schreibera, cała należność została już uregulowana. W każdym razie, jako do szefa partii, nikt się do niego nie zwracał z tym problemem.

Wieść gmina niesie, że od niedawna Grzegorz Schreiber i sekretarz generalny PiS Jarosław Zieliński przeszli na ty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska