A ściślej – posłanka, Iwona Hartwich (Koalicja Obywatelska), która nie należy przecież do sejmowej pierwszej ligi. A wszystko za sprawą „ucieczki” do Brukseli Joanny Scheuring-Wielgus (Lewica), która jednak, aby poważnie myśleć o wygranej, musiała próbować szczęścia z okręgu wielkopolskiego.
Kowal przegrał, czyli wygrał
Cała reszta reprezentantów sejmowego okręgu toruńsko-włocławskiego mieszka poza Toruniem, wyemigrowała (np. poseł Arkadiusz Myrcha(KO) , który od dawna mieszka z rodziną w Warszawie) albo wykonuje robotę typowo „spadochroniarską” jak Krzysztof Szczucki (PiS), Przemysław Wipler (Konfederacja). Paradoksalnie więc to nie Toruń (różnych opcji) nadaje ton mandatowemu towarzystwu, ale reprezentanci wsi i mniejszych ośrodków. Tak nikłej reprezentacji gród Kopernika nie miał jeszcze nigdy od 1989 roku.
Sejmowy mandat po Joannie Scheuring-Wielgus przejmie Piotr Kowal, który startował również do Europarlamentu i jako "jedynka" Lewicy w okręgu kujawsko-pomorskim zebrał ledwie 12 tysięcy głosów.
Jeden spadochron zadziałał - Krzysztof Szczucki
Wybory były też testem dla posłów, których Warszawa poupychała na listach. Testem bardzo niewygodnym, bo z góry było niemal wiadomo, które listy i które nazwiska zgarną euromandaty w naszym regionie. Posłowie musieli jednak raz jeszcze sięgnąć do mocno przetrzebionych portfeli i wyrzucić trochę grosza na plakaty i banery, aby nabić partii głosów. Niezręczność tej sytuacji polega na tym, że ich najnowsze wyniki będą konfrontowane z ubiegłorocznymi. A takie porównanie może być dla wielu kłopotliwe.
Po pierwsze – żaden z naszych posłów nie był w stanie zawalczyć o wygraną z partyjną "jedynką". Najbliżej był Krzysztof Szczucki (PiS), który mógł napędzić strachu Kosmie Złotowskiemu, bo 45 tysięcy głosów to nie tylko dobry wynik, ale i lepszy o 11 tysięcy niż w październiku (choć pamiętajmy, że okręgi wyborcze w wyborach do PE są dwukrotnie większe). Na tym tle dwie posłanki PiS Joanna Borowiak i Anna Gembicka przeszły nowy test wyraźnie słabiej. W przypadku tej partii jeszcze większe spadki w porównaniu z jesienią zaliczyli Łukasz Schreiber i Ewa Kozanecka. O katastrofie można mówić w przypadku Pawła Szrota, który w ubiegłym roku (korzystając z 1. miejsca w okręgu bydgoskim) zdobył ponad 20 tysięcy głosów, natomiast teraz w rozdaniu europejskim uciułał ich zaledwie 3 tysiące.
Rekordzista zmiótł figury
Absolutnym wyborczym rekordzistą (8. miejsce w skali kraju) z 205 tysiącami głosów w okręgu jest Krzysztof Brejza (KO), który z przytupem powróci do Brukseli (poprzednio zastąpił w niej Radosława Sikorskiego). Tym samym Krzysztof Brejza poprawił swój październikowy wynik z wyborów do Sejmu ponad dwukrotnie. Władze Platformy Obywatelskiej, czyli głównej siły KO, niepokoić może wyłącznie to, że lider zmiótł za szachownicy również swoich partyjnych kolegów. Dość powiedzieć, że następny w kolejności – Jacek Gajewski (radny wojewódzki), pomimo okazałej kampanii uzbierał skromne 14 tysięcy głosów.
Droga donikąd?
Dla porównania drugi na liście Konfederacji – Tomasz Mentzen (brat Sławomira) zebrał 26 tysięcy głosów, wyprzedzając zresztą "jedynkę" – Sławomira Ozdyka. Paradoks polega na tym że brat lidera Konfederacji jest osobą praktycznie nieznaną.
I jeszcze na koniec problem Trzeciej Drogi, który lepiej byłoby przykryć zasłona milczenia, skoro Ryszard Bober (PSL), lider listy, wyciąga marne 11 tysięcy głosów. Zauważyć trzeba, że anemiczna konstrukcja i tal trzyma się jedynie na głosach PSL. Bo przecież trudno uznać za sukces 5,6 tysiąca głosów oddanych na posła Norberta Pietrykowskiego i 3,9 tysiąca głosów na posła Marcina Skonieczkę (obaj z ugrupowania Szymona Hołowni).
