Grzegorz Wróblewski, były już kandydat na szefa spółki, w rozmowie z "Pomorską" wyjaśnia:
- Moje słowa zostały źle zinterpretowane - zapewnia. - Nie sugerowałem, że konkurs był ustawiony. Wyraziłem po prostu swoją opinię na temat sposobu wyboru prezesa. Moim zdaniem nie było sensu organizowania konkursu w takiej formie. Lepiej byłoby, gdyby kandydaci od razu zostali zaproszeni na rozmowy z panem prezydentem Chmarą. Bo to miasto jest głównym udziałowcem spółki i powinno mieć decydujący głos.
Moje słowa zostały przeinaczone. Nie mam do nikogo pretensji. Mam same dobre wspomnienia związane z Bydgoszczą. A poprzez list chciałem po prostu podzielić się swoimi opiniami z kibicami. Miałem mnóstwo pomysłów na poprawę frekwencji w Bydgoszczy, przyciągnięcie sponsorów.
To prawda, że w sprawie bydgoskiego klubu kontaktowałem się z kilkoma poważnymi firmami, m.in. Monster i Red Bull i mam na to dowody. Miałem też pomysły na zdobycie pieniędzy z funduszy unijnych i stworzenie nowej jakości pracy w klubie.
Bardzo cenie pana prezydenta Chmarę i mam nadzieję, że nie poczuł się w żaden sposób urażony.
Czytaj e-wydanie »