Mogą pracować w twoim biurze, w garniturze i głową pełną włosów.
W tym roku krysznaici obchodzą 40-lecie istnienia ISKCON-u. Od czasu powstania swojej instytucji religijnej dołączyli do głównego nurtu społeczeństwa. Kiedyś wyznawcy byli zniechęcani do utrzymywania więzów ze światem zewnętrznym, włącznie ze swoimi rodzinami. Obecnie krysznaici żyją i obracają się wśród ludzi jak wszyscy inni, a swoje szaty i imiona sanskryckie przywdziewają jedynie podczas wizyt w świątyni. I nie działają już na lotniskach.
"Obecnie jest całkiem możliwe, że wyznawca Kryszny mieszka obok ciebie, a ty się nawet nie zorientujesz", mówi Burke Rochford, profesor Middlebury College i autor przygotowywanej książki "Przemienione Hare Kryszna" [Hare Krishna Transformed]. "Krysznaici są teraz po prostu częścią kultury na takie sposoby, jakich 20 czy 25 lat temu przeciętna osoba nie potrafiłaby sobie wyobrazić."
Według Rochforda, w roku 2000 w amerykańskich świątyniach Hare Kryszna żyło jedynie 750-900 wielbicieli, w porównaniu z około 3.000 w latach 70-tych. Obecnie w Waszyngtonie w świątyniach mieszka tylko 15 osób, o 20 mniej niż w roku 1980, lecz na cotygodniowych nabożeństwach pojawia się około 400 osób, ilość, na którą duży wpływ ma coraz większy udział imigrantów z Indii, szukających udziału hinduistycznym życiu religijnym. Ogólnie, ruch posiada na całym świecie 400 świątyń i podaje ilość wyznawców na 1 milion. W USA ma to być około 100.000 - 4 razy więcej niż w latach 80-tych (naukowcy podają niższe ilości). "'