Pan Henryk, zawodowy kierowca z Borzykowa, jak zwykle przywiózł do Torunia wycieczkę. Turyści poszli oglądać Starówkę, a on zaparkował autokar i poszedł kupić coś do jedzenia - tradycyjnie już do pobliskiego sklepiku przy ul. Warszawskiej.
- Drzwi były zamknięte od środka, co mnie zdziwiło - wspomina wydarzenia z 25 września. - Tyle lat tam kupuję, a takie coś się jeszcze nie zdarzyło. Usłyszałem krzyk sprzedawczyni: "Bandyta! Bandyta!", a ze sklepu wyszedł jakiś człowiek.
Był nim 33-latek, który zaledwie miesiąc wcześniej opuścił więzienie, gdzie siedział za napad. - Chłopisko jak dąb, siłowałem się z nim chyba z dziesięć minut - przyznaje pan Henryk, sam niewysoki i szczupły. - Nie wiedziałem, że ma nóż. W dłoni zaciskał pieniądze, strasznie śmierdział alkoholem.
Czytaj: 33-latek w Toruniu z nożem zaatakował sprzedawczynię
Wsparcie od dziewczynki
Szamotanina trwała długo, w tym czasie przed sklepem zdążył zebrać się tłum gapiów. Ale zareagowała tylko jedna osoba. - Jakaś bardzo drobna dziewczyna, chyba uczennica - opowiada bohater. - Zadzwoniła po policję, zatrzymała jakiegoś przechodnia, chyba Anglika. Wytłumaczyła mu po angielsku, że był napad, więc mi pomógł. Sam bym tego bandyty nie upilnował. Chciałbym jej podziękować, bo gdyby nie ona, to pewnie nie wyszedłbym z tego cało.
Za swoje bohaterstwo kierowca odebrał wczoraj podziękowania i zegarek od prezydenta Torunia. - Nie spodziewałem się tego - przyznaje.
- Zachowania pana Henryka to postawa godna podziwu - stwierdza Stanisław Milarski, zastępca komendanta toruńskiej policji. - Zwłaszcza, że osób w pobliżu było więcej, ale coś - być może znieczulica lub strach - nie pozwoliło im pomóc panu Henrykowi.
Na szczęście mundurowi przyznają, że i tak jest lepiej niż kilka lat temu. Reagujemy częściej.
Przykład? Zaledwie trzy dni temu pracownik jednej z firm we Wrockach (gm. Golub-Dobrzyń) sam zatrzymał złodzieja, który w nocy próbował ukraść 135 litrów paliwa spuszczonego z baków ciężarówek. Zauważył plamę oleju, a potem uciekającego mazdą przestępcę. Zamiast czekać - ruszył za złodziejem i zajechał mu drogę.
Coraz częściej też sami radzimy sobie z pijanymi kierowcami na drogach. Najczęściej dzwonimy na policję, ale bywa, że reagujemy zdecydowanie - jak mieszkanka podtoruńskiego Lubicza, która sama zajechała drogę pijanemu kierowcy i wyjęła mu kluczyki ze stacyjki.
Pomagamy też ludziom z najbliższej okolicy: w sierpniu mieszkaniec Lipna zauważył, że ktoś wybija szybę w samochodzie jego sąsiadki. Zobaczył uciekającego złodzieja i ruszył za nim w pogoń. Skuteczną. Sąsiedzi pomogli też w czerwcu 79-letniej bydgoszczance: złapali mężczyznę, który ukradł jej portfel i telefon.
Czytaj też: Od stycznia do września tego roku na Kujawach i Pomorzu doszło do 320 bójek i pobić
Pomagamy, ale rzadko
Jak reagować, gdy widzimy, że dzieje się coś złego? - Oczywiście, nie zachęcamy, by samodzielnie łapać przestępców, bo to przecież niebezpieczne, a poza tym od tego jest policja - przyznaje zastępca komendanta. - Ale zareagować trzeba: można zadzwonić po mundurowych, zwrócić uwagę, w którą stronę ucieka bandyta, zapamiętać, jak wygląda.
Dokładnie w ten sposób zachowali się dwaj chłopcy - dziewięcio- i dziesięciolatek z Golubia-Dobrzynia, którzy w marcu zgłosili się na policję z informacją, że na ul. Nowej w klatce schodowej zakapturzony mężczyzna ukradł kobiecie torebkę. Chłopcy jak prawdziwi detektywi poszli za mężczyzną, obserwując, gdzie będzie wchodził, a potem opowiedzieli wszystko policjantom. Złodzieja udało się zatrzymać.
Rekord pobiła chyba jednak 76-latka z Torunia, której kieszonkowiec wyciągnął w tramwaju telefon z kieszeni płaszcza. Kobieta szybko zorientowała się w sytuacji i sama zaczęła śledzić mężczyznę. Poprosiła o pomoc dwie młode torunianki, które zadzwoniły po policję. Mundurowi po kilkunastu minutach zatrzymali złodzieja.
Czytaj e-wydanie »