Pod koniec wojny żołnierze Armii Włoskiej walczyli na froncie wschodnim. Gdy w 1943 roku przeszli na stronę aliantów, Niemcy zaczęli rozbrajać ich oddziały i zamykać jako jeńców. Część zwykłych żołnierzy wróciła do domów. Do obozów trafiali głównie oficerowie i podoficerowie.
Również w Świeciu, w restauracji Popławskich przy dzisiejszej ul. Sądowej, w 1943 roku więziono dwunastu Włochów. Jak na jeńców, prowadzili życie dość swobodne.
Zakwaterowani byli w sali bankietowej restauracji. Stały tam ich polowe łóżka. Podstawowym zajęciem Włochów była praca w składnicy węgla i jego rozwożenie. Ale po pracy, pod nadzorem niemieckiego policjanta, Włosi mogli wychodzić na zewnątrz, nawet do kina czy łaźni miejskiej. Każdego dnia byli oni widywani nad Wdą, gdzie łowili ryby. Tam nikt ich nie pilnował. Dzięki Włochom, świecianie pamiętają, że podczas wojny ryby we Wdzie brały jak nigdy.
- Włosi zakładali na jedną wędkę po trzy haczyki - wspominają. - Potem dzielili się łowem z innymi. Oczywiście Niemcy bez pytania zabierali swoją część.
Swoboda jeńców skończyła się w 1944 roku, po berlińskiej naradzie Wermachtu i SS, podczas której postanowiono, ze Włosi mają być traktowani jak zdrajcy.
I w Świeciu pojawił się wartownik. Skończyły się wyjścia do kina, łaźni czy na ryby. Wiosną 1944 roku ślad po Włochach zaginął.
Część miejscowych twierdziła, że zostali oni wywiezieni do obozów koncentracyjnych. Inni, że zabici na miejscu.
Z książek historycznych wynika, że w 1944 i 1945 roku Włochów rozstrzeliwano potajemnie. Stąd hipotezy, że ci więzieni w Świeciu, do dziś spoczywają na naszych ziemiach. Mówi się, że mogą to być tereny "psychiatryka".
