Rozmowa z Rafałem Rostem, dyrektorem handlowym w Grupie Kapitałowej Projprzem w Bydgoszczy.
Jak Pan ocenia wpływ konfliktu ukraińskiego na biznes na Wschodzie? Czy spółka obawia się o jutro?
Niedawno byliśmy na targach w Kijowie i w Moskwie. Nie dało się tam odczuć jakiejś napiętej atmosfery.
Zauważamy pewne wyhamowanie w prowadzonych rozmowach z naszymi ukraińskimi partnerami. Powodem tego jest właśnie niepewność dalszych wydarzeń, ale wszystkie podpisane wcześniej kontrakty są realizowane bez żadnych zakłóceń. Jesteśmy usatysfakcjonowani targami w Kijowie. Nasze stoisko cieszyło się sporym zainteresowaniem.
Atmosfery wojny nie dało się odczuć także w Moskwie na targach Mosbuild. Nie zauważyliśmy również jakiejś nachalnej, antyukraińskiej i imperialnej propagandy, nawet w rosyjskiej TV.
A jak rosyjscy biznesmeni podchodzą do ostatnich wydarzeń?
Myślę, że można mówić o pewnego rodzaju zmieszaniu, skrępowaniu, iż ma w ogóle miejsce taka sytuacja, chociaż z pewnością nie jest to wstyd. Oczywiście mówimy tu o średnim biznesie, tym niezaangażowanym w politykę. Jak dotąd biznes toczy się swoimi prawami. Zesztą podobnie było podczas kryzysu gruzińskiego. Jedynie, co realnie wpływa na interesy Rosjan, to kurs rubla.
Na ten czas nasze prognozy dotyczące sprzedaży systemów przeładunkowych w Rosji i Białorusi są bardzo satysfakcjonujące. Jeżeli nie dojdzie do poważnej eskalacji kryzysu ukraińskiego, to ten rok będzie dla Projprzemu rekordowym dla rynku wschodniego.
A jak Rosjanie spostrzegają Polaków?
Nie jestem socjologiem. Mogę się wypowiedzieć tylko, jak spostrzegają polskie firmy. Bardzo dobrze. I to nie od dzisiaj, nie od wczoraj, ale od dziesiątek lat. W czasach ZSRR spora część produktów była importowana z Polski. Furorę robiły perfumy Pani Walewskiej, ale i tabory kolejowe oraz maszyny górnicze. Polskie produkty cieszyły się zaufaniem Rosjan z powodu jakości. Tak jest do dzisiaj.
