Chodzi o 600 zł, które nieznajomi wpłacili na jego konto po artykule w "Pomorskiej". Prosiliśmy Państwa o wsparcie w kupnie akumulatora do wózka inwalidzkiego pana Targowskiego. Koszt wynosił 900 zł, a pan Adam dostaje tylko 720 zł renty. - Pomoc Czytelników była kluczowa, resztę dołożył mi brat. Jeszcze raz dziękuję - kłania się inwalida.
Mieszka on na odludziu, w stuletnim, pokolejowym budynku. Tata pana Adama był pracownikiem kolei, on również - do 33 roku życia, gdy zdiagnozowano u niego chorobę Bürgera. To postępujące zapalenie naczyń krwionośnych, skutkujące amputacjami. Pan Adam ma 48 lat, przeszedł już 24 operacje. Stracił obie nogi, choroba zaczyna mu też zabierać palce u rąk.
Jednak pan Adam nie narzeka i stara się być samodzielny.
Jedyny kłopot, który spędza mu sen z powiek, to dojazd do sklepu. Najbliższy znajduje się w Polednie, dwa kilometry dalej. Pan Adam nie może już do niego dojechać, bo kolej zlikwidowała kładkę, która umożliwiała przejazd przez tory. - Od tego momentu i pomoc społeczna, i listonosz z Bukowca muszą przeskakiwać przez torowisko, żeby do mnie dotrzeć - dodaje inwalida. - Próbowałem temu zaradzić, ale usłyszałem na kolei, że kładka byłaby przeszkodą dla pociągów, które mają tu pędzić 160 km na godzinę. Wątpię, że to możliwe, że bo są tu dwa zakręty i zawsze wymuszały one ograniczenie prędkości na tym odcinku.
Zwróciliśmy się z tą sprawą do biura prasowego PKP Linie Kolejowe PLK. - Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie nic obiecać, ale też nie wykluczamy pomocy - usłyszeliśmy. - Zbadamy problem i powiadomimy "Pomorską" czy będzie możliwy do rozwiązania.
Do sprawy wrócimy.
Zobacz także: Tragiczny wypadek na budowie. 62-latek spadł z dachu. Zginął na miejscu
Czytaj e-wydanie »