Było nas sześcioro, oprócz mnie między innymi przedstawiciele Urzędu Miasta w Bydgoszczy i Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej i Komendy Wojewódzkiej Policji. Każde z nas miało do wykonania kilka zadań - założyć konto w banku, dostać się na pocztę, zamówić kwiaty w kwiaciarni i znaleźć się w siedzibie Narodowego Funduszu Zdrowia jako petent.
Był jednak haczyk - trzeba to było zrobić albo na wózku inwalidzkim, albo w specjalnych goglach, w których nic nie widać i z białą laską, albo z zatyczkami w uszach, tak, by poczuć się jak osoba niedosłysząca.
Szybko okazało się, że jako pełnosprawni nie mamy pojęcia, jak trudno załatwić jakąś sprawę w centrum miasta osobom, które zmagają się z niepełnosprawnością. Dla mnie najtrudniejsze i najgorsze okazało się „bycie” osobą niewidomą. Nagle, mimo że dobrze znam centrum Bydgoszczy, trudno mi było zorientować się, gdzie jestem, w którą mam iść stronę. Wyostrzyły mi się natomiast pozostałe zmysły - czułam każdy, najmniejszy podmuch wiatru, słyszałam nawet odległe dźwięki, nie miałam pewności, czy osoba, której głos słyszę, jest tuż obok, czy dalej. Czy zaraz na kogoś nie wpadnę, czy nie uderzę w zaparkowany samochód, nie potknę się o wysoki krawężnik (a tych nadal w Bydgoszczy nie brakuje) albo o wystające wieko studzienki. Gdy zdjęłam gogle, naprawdę doceniłam, jakim przywilejem jest wzrok.
Czytaj również: Niepełnosprawni w Grudziądzu dostali więcej kopert. Do parkowania
Jako osoba niedosłysząca próbowałam sobie radzić kartką i długopisem. Gorzej, gdy ktoś miał mi bez tego wytłumaczyć, jak dostać się np. na dworzec PKP. Ludziom trudno zrozumieć, że ktoś ich nie słyszy, więc mimo to, mówią. No bo, jak inaczej się porozumieć? Niektórzy więc mówili, czasem nawet odwracając się ode mnie, inni próbowali krzyczeć, jeszcze inni chcieli się porozumieć „na migi”. Szczerze? Nie wiem, czy po tych wskazówkach na pewno trafiłabym akurat na dworzec.
Na wózku inwalidzkim było inaczej - widziałam i słyszałam wszystko, ale miałam inne problemy - jazda po kocich łbach, zjeżdżanie z wysokich krawężników, podjazdy pod niewielkie stromizny - męka. Ale gdy przechadzamy się po mieście, nie widzimy tego, a niewielkie - dla nas - przeszkody, dla osoby na wózku są niezwykle uciążliwe.
Na szczęście trudno mieć zastrzeżenia do instytucji, w których jako niepełnosprawni załatwialiśmy sprawy. Do każdej w miarę łatwo się dostać, a jeśli nie, to któryś z pracowników przyjdzie z pomocą. Gorzej z przechodniami - do niepełnosprawnego podchodzą w większości przypadków jak do jeża. I to nad naszą mentalnością powinniśmy najbardziej pracować.
Ma w tym pomóc poradnik, który powstanie m.in. na podstawie wczorajszego eksperymentu, jaki zorganizowała Caritas Diecezji Bydgoskiej wraz z komendą policji, grupą Sławek i Przyjaciele, Polskim Związkiem Niewidomych Okręgu Kujawsko-Pomorskiego, Polskim Związkiem Głuchych Oddział Kujawsko-Pomorski oraz pełnomocnikiem prezydenta Bydgoszczy ds. osób niepełnosprawnych Krzysztofem Kranzem.
"Ścieżki codzienności niepełnosprawnych" - niezwykła akcja w Bydgoszczy