Jarosław Narczewski z Lipna od 67 lat pracuje jako szewc. Od poniedziałku do piątku spędza po kilka godzin w swoim warsztacie.

- Jak 67 lat temu usiadłem na szewski stołek, tak siedzę do tej pory – żartuje Jarosław Narczewski z Lipna. – Proszę sobie wyobrazić, że niedawno trafiły do mnie oficerki, które zrobiłem 50 lat temu. Podzelowałem je, bo klient zamierzał wystawić te buty na aukcji internetowej. W tamtych czasach wykonanie oficerek od podstaw zajmowało mi czternaście godzin, a muszę powiedzieć, że byłem szybki. Nie każdy szewc był w stanie zrobić je w ciągu jednego dnia.Jarosław Narczewski szewcem został trochę z przypadku, bo ciągnęło go do budownictwa. Jednak najbliższa szkoła znajdowała się w Toruniu, a kupno biletu miesięcznego było zbyt dużym obciążeniem dla domowego budżetu. – Mieliśmy tylko dwa hektary ziemi – opowiada Jarosław Narczewski. – Ojciec zajmował się jeszcze budowlanką, ale i tak było nam bardzo ciężko. Sąsiadka doradziła, żebym się uczył na szewca. I tak poszedłem do mistrza Józefa Popielarskiego. Miałem wtedy 15 lat i już się z tym zawodem nie rozstałem. Mój dziadek był szewcem, ale go nie znałem. W 1905 roku wyjechał za chlebem do Ameryki i ślad po nim zaginął.Więcej w „Tygodniku Lipnowskim”.Wideo: Info z Polski - 22.02.2018
- Jak 67 lat temu usiadłem na szewski stołek, tak siedzę do tej pory – żartuje Jarosław Narczewski z Lipna.