Oburzenie w internecie wywołało zdjęcie żywności w śmietniku przy toruńskiej Szkole Podstawowej numer 10 z ul. Bażyńskich.
Fotografię kubła na śmieci z przeterminowanymi o jeden dzień paczkami z marchewką w plasterkach wrzucił do sieci toruński społecznik i przedsiębiorca Piotr Marach. - „Wstyd mi” - napisał na swoim profilu na Facebooku, zaznaczając, że problem jest szerszy, bo uczniowie notorycznie niszczą też za szkołą kartoniki z mlekiem. Obiecał zorganizować akcję edukacyjną w szkole.
Na szkolny śmietnik trafiły paczki warzyw współfinansowane przez Unię z krajowego programu „Owoce i warzywa w szkole”.
Unia Europejska fundując podstawówkom warzywa i owoce do chrupania uczy polskie dzieci zdrowych nawyków żywieniowych. Dlaczego szkoła zmarnowała żywność i czy sytuację można było przewidzieć, zamawiając mniej paczek, czy też nadwyżkę przekazać dalej, na przykład do toruńskich Jadłodzielni, lodówek zlokalizowanych w trzech punktach miasta, gdzie torunianie dzielą się nadmiarem żywności.
Do sprawy odniosła się dyrekcja SP 10, opis jak działa system dystrybucji warzyw i owoców oraz nałożone na szkołę ograniczenia mogą zszokować.
Jak tłumaczy dyrektor Iwona Cieślak, szkoła nie może zmniejszać porcji warzyw gdy zaczyna się sezon infekcyjny lub zbliżają święta i dzieci w szkole jest mniej. Tak było w feralny czwartek, 19 grudnia i w konsekwencji dzień później na śmietniku wylądowało 40 paczek z marchewką.
Placówki otrzymują tyle porcji, ile jest dzieci w klasach 1-5 objętych programem, w przypadku SP 10 – 389 paczek. O ile dzieci chętnie zjadają porcje owoców – jabłka, gruszki, piją też gotowe soki otrzymywane w ramach programu, to z marchewką jest kłopot. Nie wszystkim dzieciom smakuje, dyrekcja przyznaje, że o tej porze jest mało soczysta.

Okiem Kielara odc. 14
Jednym z warunków umowy jest spożycie warzyw w ciągu kilku godzin od dostawy w trakcie zajęć szkolnych. Nadwyżki nie może przejąć stołówka szkolna i wykorzystać do posiłku. - Następnego dnia produkt zaczyna się psuć i nie nadaje się do konsumpcji – stwierdza dyrektor Iwona Cieślak.
- Wygląda na to, że uszczęśliwia się szkoły na siłę po czym muszą one wyrzucać żywność na śmietnik – komentuje sprawę Piotr Marach.
Wyrzucone na szkolny śmietnik warzywa tuż po terminie to część narodowej, polskiej specjalności.