https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Jest afera, winnych nie ma

Waldemar Pankowski
ochodzenie w sprawie stadionu to nie był sprint, raczej bieg  długodystansowy. Trwało trzy i pół roku.
ochodzenie w sprawie stadionu to nie był sprint, raczej bieg długodystansowy. Trwało trzy i pół roku. Lech Kamiński
Zamiast trzech, dziewięć lat, zamiast siedmiu, 15 mln zł. A mimo to zdaniem prokuratury nie ma winnych. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, drugie już, śledztwo w sprawie nieprawidłowości podczas budowy stadionu miejskiego zostało umorzone.

To miał być obiekt, na którym rozgrywane mogłyby być międzynarodowe zawody lekkoatletyczne i piłkarskie.

Zadaszone trybuny, oświetlenie umożliwiające przeprowadzanie transmisji telewizyjnych, nowoczesny system zraszania murawy.

I wszystko za jedyne siedem milionów złotych i w dodatku w trzy lata. Tak przynajmniej twierdzili w 1997 roku ówcześni włodarze Torunia z prezydentem Zbigniewem Boćkiem i jego zastępcami Jerzym Janczarskim i Januszem Strześniewskim.

Stadion na miarę trzeciej ligi

Zamiast tego po wpompowaniu już ponad 13 mln zł i konieczności dołożenia kolejnych dwóch, powstał trzecioligowy stadion piłkarski. Za to z pisuarami ze stali nierdzewnej, których pewnie nawet na słynnym angielskim Wembley nie ma. Ale tylko pod jedną stroną trybun, pod drugą do dziś nie ma toalet.

Nie ma też oświetlenia i dachu nad trybunami. Gdyby chcieć zrealizować inwestycję według dokumentacji trzeba by dołożyć kolejnych osiem milionów.

Jak do tego doszło?

Stadion lustrowały specjalne zespoły z różnych wydziałów magistratu, złożona z radnych komisja rewizyjna, wreszcie obecny wydział kontroli Urzędu Miasta. Prawie wszystkie stwierdzały nieprawidłowości.

Zaczynając od tego, że już w pierwszej umowie jaką ówczesny Zarząd Miasta podpisał z inwestorem zastępczym aż roi się od błędów, aż po brak zainteresowania ze strony włodarzy dlaczego nagle koszt inwestycji wzrósł trzykrotnie.

Wchodzi prokuratura

Prezydent Michał Zaleski pół roku po objęciu władzy, w maju 2003 roku, złożył w sprawie stadionu doniesienie do prokuratury.

Nie wskazał jednak kto miał się ich dopuścić. Dlatego prokuratura prowadziła dochodzenie w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom. Przyjęła jednak kwalifikację prawną z artykułu 231 kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych.

Zastanawiające, że do prowadzenia tak skomplikowanej sprawy, pełnej problemów prawnych, finansowych i technicznych, został wyznaczony nie prokurator, ale niedoświadczony policjant, z sekcji przestępczości gospodarczej. Zresztą syn ówczesnego urzędnika miejskiego.

Prokuratura raz jeszcze

Po półrocznym badaniu sprawy dochodzenie zostało umorzone, z braku "materiałów, które by dostatecznie uzasadniały złamanie prawa". Zaleski nie zgodził się z tą decyzją i złożył zażalenie. Sąd rozpatrzył je dopiero po roku. Nakazał jednak prokuraturze wznowić śledztwo.

Trwało półtora roku. Powołano biegłych z zakresu budownictwa i księgowości. Ale jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy efekt jest taki sam jak poprzednio. Dochodzenie zostało umorzone.

Winnych nie ma.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska