Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Lisewski: Żyję uwięziony w mieszkaniu bez wody

Marlena Przybył, [email protected]
Pani Irena cierpi na kręgosłup. Dawniej pomagała mężowi wychodzić na dwór, teraz jest bezradna
Pani Irena cierpi na kręgosłup. Dawniej pomagała mężowi wychodzić na dwór, teraz jest bezradna fot. autorka
Warunki w gminnym budynku socjalnym zmieniły los niepełnosprawnego cukrzyka w dramat. - Dla chorych i biednych nie ma żadnej litości - mówi smutno Józef Lisewski. Tam, gdzie mieszka, brak nawet wody, a od świata dzielą inwalidę schody nie do pokonania.

- Dla chorych i biednych nie ma żadnej litości - mówi smutno Józef Lisewski. Tam, gdzie mieszka, brak nawet wody, a od świata dzielą inwalidę schody nie do pokonania.

Przed laty gmina przydzieliła państwu Lisewskim mieszkanie socjalne w małej wsi Lisewo Młyn pod Golubiem-Dobrzyniem. 56-letni pan Józef już wtedy cierpiał na cukrzycę, ale nie podejrzewał jeszcze, że pierwsze piętro przemieni się kiedyś w więzienie. Latem zeszłego roku miał amputowaną prawą nogę, porusza się na wózku. Choroba rozwija się, a na poprawę nie ma nadziei. - Po pół roku zaczęła się psuć też druga noga - opowiada mężczyzna. - Nie da się tego wyleczyć. Czeka mnie kolejna amputacja, lekarze nie wiedzą tylko kiedy.

Z cukrzycą wiążą się też inne dolegliwości. Pan Józef traci wzrok. Niskie ciśnienie powoduję, że bardzo szybko czuje zimno. Musi przestrzegać diety.

Propozycja urzędników: pod namiot

Całodobową opiekę nad mężem sprawuje pani Irena. Od 2000 roku poświęca się już tylko temu, z pracy trzeba było zrezygnować. Warunki, w jakich przyszło żyć, też Lisewską wpędziły w choroby. - Mam nadciśnienie tętnicze, astmę i najgorsze te kłopoty z kręgosłupem - wymienia. - Odwiedzam lekarzy prawie tak często jak mąż.

Lisewscy muszą się miesięcznie utrzymać za kwotę 1293 zł. - Po amputacji renta męża nie starczała nawet na leki - dodaje kobieta. - Dobrze, że pani Asia da czasem w sklepie na zeszyt. Wie, że jak przyjedzie renta, to ja oddam.

Życie Lisewskich stało się prawdziwym dramatem ze względu na stan mieszkania socjalnego przyznanego im przez gminę. - Tymczasem od urzędników usłyszeliśmy nawet słowa, że jak nam się nie podoba, to możemy iść pod namiot - żali się bezradnie pani Irena.

Czy Przybysz jest młynarzem?

Edward Dębiec, wójt gminy Golub-Dobrzyń przyznaje, że zna sprawę. - W zeszłym roku wymieniliśmy tam kilka okien, podlepiliśmy sufit na klatce - mówi. - Jeśli ci państwo nadal potrzebują pomocy, zrobię wszystko, co możliwe. Tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia z żadną patologią, tylko z chorobą.
Spełnieniem marzeń dla Lisewskich byłaby zmiana mieszkania socjalnego na inne. - Nawet mniejsze lub droższe - deklarują. - Bo ten trud i dodatkowe koszty, które ponosimy mieszkając tu gdzie teraz, to ponad nasze siły.

Najlepiej byłoby w Golubiu-Dobrzyniu, blisko lekarzy, do których ciągle muszą jeździć. Ale przede wszystkim - już nie na piętrze.

Lokum socjalne na parterze jest nawet w tym samym budynku. Zawsze przynależało ono młynarzowi. Krótko przed tym, kiedy gmina sprzedała młyn na elektrownię, wydzierżawił go Henryk Przybysz.
- Ale sąsiad od lat pracuje w sklepie, nigdy nie był młynarzem - żalą się Lisewscy. - 12 lat temu, kiedy wyprowadzał się dawny dzierżawca Orzechowski, mówił do nas: znoście meble na dół. Do dziś żałuję, że się baliśmy.

- Mieszkań socjalnych zawsze nam brakuje, obiecać mogę, że przyjrzę się, jakie mamy możliwości - deklaruje wójt. - Jeśli chodzi o pana Przybysza, nie przystał na prośby o przeprowadzkę. To są zawsze trudne sprawy, ludzie inwestują w mieszkanie z myślą, że zostaną tam na lata. Nie możemy Przybysza tak po prostu wyrzucić.

Woda, okna, schody - luksus

Całkiem możliwe do realizacji od ręki wydają się jednak inne zmiany, których Lisewcy też nie mogą się doprosić.

- W mieszkaniu nie mamy wody, muszę ją nosić ze studni na podwórku - tłumaczy pani Irena. - Nie mamy też łazienki. Kiedy gmina kilka lat temu sprzedała pół budynku, to zarazem pozbyli się tej części działki, gdzie mieliśmy WC. Trzeba było załatwiać się "na wiaderko", a nieczystości znosić i zakopywać. Dopiero, gdy pan Romanowski kupił młyn i zrobił elektrownie, to on zainterweniował i zbudowali nam odpływ.

Dopływu wody wciąż nie ma. Jest w budynku obok, niektórzy sami pociągnęli rurki chałupniczymi metodami. - Urzędnicy nam obiecywali, byli tutaj i mówili nawet, które meble w kuchni trzeba będzie przestawić - mówi pani Irena. - A potem sprawa ucichła.

Kolejny problem to okna. - Chodziłam po urzędach, w końcu wymienili jedno na klatce i dwa w kuchni - dodaje Lisewska. - Robili to w grudniu, mieliśmy temperaturę na minusie. Okna w pokoju zostały stare. Już ich nie otwieram, zakleiłam, żeby się nie rozpadły.

Najgorszym kłopotem pozostają schody. Pan Józef, póki mógł, wdrapywał się po czworakach. Teraz jest właściwie uwięziony w mieszkaniu.

- Brakuje mi już sił i zręczności, żeby go sprowadzać - mówi pani Irena. - Schody nie mają nawet porządnej poręczy, jedna osoba już tutaj spadła i trafiła do szpitala. Poza tym przy mojej chorobie kręgosłupa, nie radzę już sobie w tak złych warunkach z noszeniem wody albo węgla.

Po naszej interwencji wójt obiecuje, że mieszkanie będzie odremontowane w październiku. - Teraz nasza ekipa pracuje w innym miejscu, ale jak tylko skończą, skieruję ich do państwa Lisewskich - deklaruje Dębiec. - Jeśli chodzi o wodę, okna i schody, możemy im pomóc.

Do sprawy wrócimy.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska