- Marzyliśmy, by móc to powiedzieć od 8 miesięcy, gdy Juleczka się urodziła. Dziś bajka, której scenariusz napisaliście Wy, doczekała się swojego happy endu. Bez Was nic by się nie udało. Dziękujemy każdemu Aniołowi, który stanął na drodze Julki i pozwolił jej żyć - czytamy w mediach społecznościowych - w emocjonalnym wpisie bliskich małej Julki, która właśnie wróciła z Bostonu, gdzie przeszła skomplikowaną operację serca.
Dwa tygodnie kwarantanny
Dominika Matuszak, która od początku jest zaangażowana w pomoc rodzinie, informuje, że Julka razem z rodzicami wróciła z Bostonu do Polski. Wszyscy muszą przejść teraz 2-tygodniową kwarantannę. Co jednak najważniejsze – zgodnie z opiniami specjalistów – mogą ją spędzić razem ze starszą córka, która czekała na bliskich w Polsce. - Laurunia po prawie roku odzyskała więc rodziców i wreszcie spełni swoje marzenie z listu do Świętego Mikołaja – na dobre pozna swoją siostrę. Wymarzone słowa „I żyli długo i szczęśliwie” właśnie zaczynają się realizować - pisze Dominika Matuszak. - Trudno opisać emocje, którymi chcielibyśmy się z wami podzielić, bo serca biją jak oszalałe. Na szczęście najważniejsze serce - serce Julki - dzięki wam bije miarowo. To nie koniec całego procesu leczenia Julci, ale najgorsze za nią.
Rodzina raz jeszcze podziękowała wszystkim, którzy włączyli się w zbiórkę i przyczynili się do tego, że Julka jest dziś zdrowa.
Trudno opisać emocje, którymi chcielibyśmy się z wami podzielić, bo serca biją jak oszalałe. Na szczęście najważniejsze serce - serce Julki - dzięki wam bije miarowo. To nie koniec całego procesu leczenia Julci, ale najgorsze za nią.
Kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych
Rodzice Julki, Alicja i Kamil Ciesińscy, o guzie, który zajmował 80 proc. lewej komory serca dziewczynki, dowiedzieli się na ostatnim ciążowym USG. Kolejną zwalającą z nóg informację usłyszeli chwilę później: w Bydgoszczy nie ma szpitala, w którym pomogą Julce. Trzeba było jechać do Gdańska, natychmiast. Ale i tam specjaliści rozłożyli ręce. Szansę na wyleczenie dawali tylko lekarze z Bostonu. Zabieg kosztował 2 mln zł. Operacja odbyła się w lutym.
- Guz w serduszku Julki był olbrzymi. Po wyjęciu okazało się, że był prawie tak duży jak jej serce. Miał ponad 5 cm wielkości, powodował częstoskurcze - mówi Alicja Ciesińska, mama dziewczynki. - Operacja trwała ponad 7 godzin. Powiodła się, choć w szpitalu Julka przeszła kryzys. Potrzebna była reanimacja i kilka dodatkowych badań. Teraz Juleczka jest już w bardzo dobrej formie. Bawi się. Śmieje. Dogania rówieśników. A co najważniejsze - jej serduszko bije już miarowo. Niestety to nie koniec leczenia. Cały czas Julka przyjmuje leki. Czeka ją rehabilitacja. Do końca życia będzie musiała być pod kontrolą lekarzy w Polsce i Bostonie. Ale przy tym co przeszła, to już naprawdę nieduże wyzwanie. Cały pobyt w bostońskiej klinice był dla nas bardzo stresujący, ale ani przez chwilę nie zwątpiliśmy, że się uda. Uśmiechaliśmy się, by dodać Juleczce motywacji. A ona była silna, walczyła jak lwica. Teraz zaczynamy nowe życie - ze wspaniałą Laurą i cudowną, zdrowa, Julką.
Obszerną rozmowę z mamą Julki opublikujemy w Wielką Sobotę, w dodatku Bez Makijażu.
