Czytamy tam dalej, że wielu pracowników (na przykład samotnych rodziców) nie miało z kim zostawić dziecka, więc musiało wziąć opiekę i zostać w domu. Wtedy, gdy przedszkola i żłobki były zamknięte z powodu koronawirusa.
"Dziś wróciłam z opieki i takie pisemko na koniec dnia dostałam. Powiedzcie, czy u was tez dużo zwolnień dziewczyn po opiekuńczym?" - Money.pl cytuje wpis na jednej z facebookowych grup dla pracowników branży handlowej.
"Nie jesteś sama"
Pod wpisem pojawiło się mnóstwo komentarzy w podobnym tonie: "Nie jesteś sama", "u mnie to samo".
Znaleźli innych pracowników na miejsca matek, które miały opiekę i tym, którym skończyła się umowa, po prostu nie przedłużyli" - to kolejna z kobiet.
Money.pl zapytał o to Alfreda Bujarę, szefa handlowej "Solidarności", ale stwierdził, że nie dotarły do niego żadne głosy w tej sprawie. Obiecał jednak sprawie się przyjrzeć i zlecić kontrole.
To nie przez opiekę, a przez przestój?
Portal cytuje także Andrzeja Kubisiaka, zastępcę dyrektora ds. badań i analiz Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który twierdzi, że to wcale nie opieka nad dzieckiem jest powodem zwolnień: "Powrót do normalności oznacza, że taki pracownik ponownie "wskakuje" na listę płac (w czasie opieki płacił mu ZUS). I to często w firmie, która od 3 miesięcy boryka się z przestojem lub problemami finansowymi. W efekcie może to być po prostu zwolnienie przesunięte w czasie. Bardzo możliwe, że taki pracownik dostałby wypowiedzenie już na starcie pandemii".
