W "Albumie Bydgoskim" pokazaliśmy fotografię z bydgoskiego antykwariatu, która przedstawia ks. Józefa Wryczę. Zadzwoniła do nas pani Halina, która znała bohatera ze zdjecia.
- Jestem tucholanką. W Bydgoszczy zamieszkałam dopiero po maturze. Pamiętam księdza proboszcza - był wysoki, postawny, chodził z kosturem. Tuż po wojnie kilka razy wzywano go na przesłuchania UB. Pierwszy raz próbował przesłuchać go jakiś porucznik. "Proszę wstać, jak do mnie mówisz" stanowczo zażądał ksiądz Wrycza, który był przecież podpułkownikiem. Żołnierz ze strachu zrezygnował z rozmowy. Na kolejne przesłuchania proboszcz zakładał przedwojenny mundur i przypinał wszystkie swoje odznaczenia. Kiedy przechodził ulicami Tucholi, wszyscy wiedzieli, że idzie do UB. Moja siostra i moi znajomi opowiadali o tym, jak Kaszubi uratowali mu życie w czasie okupacji. Niemcy wpadli na jego trop, gdy ukrywał się w jednej ze wsi. Gospodarze założyli mu na głowę i twarz chustę, kazali obierać ziemniaki. Niemcom powiedzieli, że to głuchoniema baba i tak ocalili swojego przywódcę. Wiele osób, które mu pomagały, zginęło. Mówiono, że do końca życia, każdej nocy, ksiądz kładł się krzyżem w kościele i modlił się za nich.
Po wojnie, kiedy budował ołtarze na Boże Ciało, na głównym umieszczał zawsze orła z koroną. Był żołnierzem surowym, takim wyznającym zasadę "rozkaz i koniec". Opowiadano o nim legendy. Słuchało się ich jak przecudownej bajki. Jego grób znajduje się w Tucholi, jego imię nosi szkoła oraz jedna z głównych ulic.
Kaszubski bohater
Hanna Walenczykowska

Ksiądz Wrycza jest w moich stronach legendą. Rodzice opowiadali mi o nim zamiast bajek na dobranoc - wspomina nasza czytelniczka.