https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kategoryczny zakaz wypożyczania "państwowego" dzwonka kościołowi

(BW)
Diakon Krzysztof Kępiński, praktykant z parafii św. Jana prezentuje historyczny dzwon
Diakon Krzysztof Kępiński, praktykant z parafii św. Jana prezentuje historyczny dzwon Edmund Kozłowski
Od wieków mieszkańcom Mogilna i okolic towarzyszyły nie tylko dzwony miejscowych kościołów, ale i w różnych miejscach mniejsze dzwony nazywane sygnaturkami.

Były bodaj w każdym majątku ziemskim, gdzie nawoływały ludzi do pracy, a w południe, po przerwie, ponownie wzywały do roboty. Obydwie mogileńskie szkoły wyposażone były w podobny dzwon, uruchamiany za pomocą sznura, który sygnalizował rozpoczęcie lekcji, upragnioną przerwę czy zakończenie zajęć. Charakterystyczny dzwon posiadał również magistrat mogileński.

Przeczytaj także: Z roku na rok jest coraz mniej wiernych. Dlaczego?

Podobnie jak w innych miastach Wielkopolski, woźny urzędu niczym średniowieczny herold wzywał mieszkańców przy pomocy dzwonu na drewnianym trzonku, niosąc pod pachą urzędową księgę. Gdy zebrali się ludzie, stawiał dzwon przy nodze, otwierał księgę i donośnym głosem obwieszczał, "Zarząd Miejski podaje do publicznej wiadomości..." i tu padały ogłoszenia burmistrza oraz rady miejskiej. Sekretarz urzędu robił w księdze adnotację, "Przedzwoniono dnia..." Porządek musiał być.
Dzwon mogileńskiego urzędu miał donośny o wysokim dźwięku głos, toteż od niepamiętnych czasów był wypożyczany organizatorom procesji w Boże Ciało. Tak było również w latach 50. gdy władze komunistyczne nasiliły walkę z kościołem i społeczeństwem, stosując różnorodne szykany. Odczuł je Marian Mrugowski, w latach 1950-1952 przewodniczący miejskiej rady narodowej w Mogilnie.

- Telefon z Urzędu Bezpieczeństwa wezwał mnie do stawienia się. Po kilku godzinach oczekiwania, stanąłem przed obliczem szefa UB, Kruszyny. Przyznałem, że osobiście pożyczyłem dzwon księdzu Misiakowi do procesji, bo czułem się odpowiedzialny za utrzymanie wiekowej tradycji. Szef UB wykrzyczał, że jeśli chcę utrzymać tradycję, to mogę pożyczać swoje własne kalesony, a nie własność państwową. Otrzymałem kategoryczny zakaz wypożyczania dzwonu. W następnym roku Kruszyny już w Mogilnie nie było. A sygnaturka jak dawniej była na procesji - pisze we wspomnieniach Marian Mrugowski.
Nikt już dzisiaj w Mogilnie nie pamięta, kiedy zamilkł głos magistrackiego dzwonu, a miasto straciło swój dawny koloryt. Rozwój technologii w zakresie informowania umożliwił inne sposoby komunikacji.

A dzwon? Nie wiadomo, kiedy i jak trafił do mogileńskiego klasztoru. Ważne, że znalazł godne miejsce, głosząc chwałę podczas odsłanianiu obrazu Mogileńskiej Pani i każdego roku podczas procesji Bożego Ciała.

Wiadomości z Mogilna

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
Ringo
Niestety "blichtr" i to cudzym kosztem zawsze towarzyszył celebrom tej instytucji, stąd min tak ochoczo widzą oprawy wojskowo- policyjne podczas celebr religijnych.
k
kat
"Kiecuchy" mają swoje sposoby na przejmowanie tego co do nich nie należalo, nawet dzwonek od roweru by ukradli "na chwałę pana"...
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska