www.pomorska.pl/lipno
Więcej informacji z Lipna i okolic znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/lipno
Od początku policjanci z Lipna, pracujący przy sprawie zaginięcia Joanny Zawadzkiej, popełniali wiele błędów. Uznając prawdopodobnie, że skoro sama wyszła, to sama wróci, nie przejęli się zbieraniem i zabezpieczaniem ewentualnych dowodów. Ograniczyli się do stosunkowo wąskiej grupy ewentualnych podejrzanych i świadków, nie docierając do tych, którzy - być może - mogliby uchylić rąbka tajemnicy.
Wiele wskazuje na to, że Joanna zginęła w tragiczny sposób, ale dopóki nie znaleziono jej ciała - nie ma zbrodni. Rodzice zaginionej kobiety, wychowujący jej córkę, nie pozwalają jednak zapomnieć o sprawie. - Nie spoczniemy dopóki nie dowiemy się, co stało się z naszym dzieckiem - powtarzają Krystyna i Stanisław Zawadzcy. Przekonują, że są ludzie, którzy na temat zaginięcia ich córki mogliby sporo powiedzieć, ale ta sprawa objęta jest swoistą zmową milczenia.
Tymczasem niedawno do jednej z prokuratur okręgu włocławskiego dotarł anonim, rzucający na zaginięcie młodej mieszkanki Kikoła nowe światło. Śledczy nie chcą na razie ujawniać żadnych szczegółów, przyznają jednak, że były powody do "odkurzenia" sprawy.
Joanna Zawadzka wyszła z domu 18 lutego 1997 roku, pozostawiając pod opieką rodziców 9-miesięczną córeczkę. Nigdy nie wróciła, nie nawiązała z bliskimi żadnego kontaktu. Wszystkie tropy, sprawdzane w tym czasie przez policję, okazywały się fałszywe.