Członkowie Kolektywu La Lucza w miniony piątek już po raz drugi zorganizowali w centrum miasta happening, by w ten właśnie sposób dać wyraz niezadowoleniu z decyzji polskiego rządu w kwestii tzw. tarczy antyrakietowej. Podobne wydarzenie miało miejsce przed rokiem - pod pomnikiem Mikołaja Kopernika zgromadzili się działacze i sympatycy Kolektywu, skandowali antyamerykańskie hasła, rozdawali ulotki, informowali o zagrożeniach.
- Nie chcemy być mięsem armatnim USA - ostrzegali uczestnicy happeningu. - Tarcza ma zapewnić bezpieczeństwo Amerykanom, a nie nam, Polakom. W przypadku próby ataku na USA, ich przeciwnicy będą chcieli w pierwszym rzędzie zniszczyć systemy chroniące Amerykę, mamy więc szansę, że kolejna wojna zacznie się "na Westerplatte".
Choć wystąpienie młodych przeciwników tarczy antyrakietowej nie przyciągnęło zbyt dużej publiczności, wśród widzów zupełnie przypadkowo znalazła się grupa osób, których instalacja tarczy dotyczy bezpośrednio.
- Mieszkamy w Sławnie, a więc zaledwie 15 kilometrów od Redzikowa, w którym ma się znajdować tarcza - mówią Łukasz i Paweł, licealiści, którzy do Torunia przyjechali na szkolna wycieczkę. - Naszym zdaniem akcji takich jak ta powinno być więcej, bo mogą sprawić, że dowiemy się prawdy o zagrożeniach, jakie na nas czyhają. Co prawda sami nie mamy aż tak radykalnych poglądów na ten temat, ale być może dzieje się tak dlatego, że nie znamy informacji o rzeczywistych skutkach decyzji o rozmieszczeniu tarczy.
Łukasz jest pewien, że gdyby podobny protest odbywał się w jego mieście, obserwowałby go z zainteresowaniem.