Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt urzędników ośrodka adopcyjnego w Toruniu z rodzinami zastępczymi

(km)
sxc.hu
- Nie mamy wsparcia od urzędników. Boimy się ich - mówi Waldemar Kułakowski, szef stowarzyszenia rodzin zastępczych Wirgilusz. W ubiegłym tygodniu niektórzy dostali publicznie nagany. Matki płakały.

www.pomorska.pl/torun

Więcej informacji z Torunia znajdziesz na podstronie www.pomorska.pl/torun

Sygnały o tym, że współpraca nie układa się dobrze, docierały do nas od wielu miesięcy. Kilka dni temu do redakcji zadzwoniła matka zastępcza: - Dyrektorki ośrodka pomocy i ośrodka adopcyjnego zwołały zebranie. Publicznie mówiły, gdzie źle się dzieje. Jak tak można nas traktować?! Nie mamy się do kogo zwrócić. Jesteśmy zależni od tych urzędników. Musimy być posłuszni.

Twierdzi, że na spotkaniu po nazwiskach wytykano tych, którzy nie są potulni, chwaląc pokornych. Anna Sobiesiak, dyrektor ośrodka adopcyjnego nie pamięta, czy padały konkretne nazwiska. Uczestniczka zebrania opowiada: - Parę dni wcześniej rozwiązano jedną rodzinę, więc panie dyrektor opowiadały o tym, dlaczego to zrobiono, wylewając na nią pomyje. Bez jej udziału! Ci ludzie nie mogli nawet powiedzieć słowa na swoją obronę!

Dyrektor ośrodka adopcyjnego odpowiada: - Opowiadaliśmy tylko o sytuacjach, które dzieją się w rodzinach zastępczych. Być może więc ktoś poczuł się zagrożony. Przede wszystkim mamy na uwadze dobro dzieci.

Waldemar Kułakowski, prezes stowarzyszenia Wirgilusz, jako jedyny zgadza się mówić pod nazwiskiem: - Boli nas niezrozumienie urzędników, akurat tych, na których chcielibyśmy liczyć. Do nas trafiają często dzieci z rodzin patologicznych, po przejściach. Miewamy z nimi poważne kłopoty. Nie prosimy o pomoc, ponieważ później nam się to wytyka. Były takie przypadki.

Anna Sobiesiak zaprzecza, twierdząc, że to ona była inicjatorką powstania stowarzyszenia, a dwa lata temu, po objęciu stanowiska, zorganizowała dla rodzin szereg szkoleń. Zachęca też do korzystania z pomocy pedagogów i psychologów: - O problemach trzeba rozmawiać. Każda rodzina takie miewa. Na pewno nie użyjemy ich przeciwko niej.

Torunianka, która jest rodziną zastępczą dla swoich wnuków mówi, że jej kontakt z urzędnikami ogranicza się do ich wizyt kontrolnych: - Podobno organizowane są jakieś bale, spotkania integracyjne, imprezy. Ale nie wiem dla kogo. Miałam duże problemy emocjonalne z wnuczką, która nie mogła otrząsnąć się po tułaczkach z matką alkoholiczką. Pytałam moją opiekunkę o możliwość skorzystania z pomocy psychologa. Powiedziała, że takiej nie ma. Chodziłam więc z wnuczką do specjalisty prywatnie. W tym roku już mnie na to nie stać.

Waldemar Kułakowski: - Powiem szczerze, czuję się oszukany. Poza tym pomyłką jest, że ta sama instytucja ma nas wspierać i kontrolować.

Zdarzają się jednak także takie wypowiedzi: - Jesteśmy ludźmi, którzy potrafią współpracować ze wszystkimi, a jak mamy jakieś kłopoty, to po prostu sobie z nimi radzimy.
Anna Sobiesiak: - Zawsze znajdzie się grupa niezadowolonych, ale z większością współpracuje nam się dobrze.

Obie strony deklarują wolę porozumienia. Dla dobra dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska