https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kretyn drzewku nie przepuści...

Kamil Sakałus
Lech Kamiński
Za pieniądze, które MZK wydaje na usuwania efektów wandalizmu można kupić i zamontować 20 przystanków. MSM traci rocznie 70 tysięcy na dewastacjach, Rubinkowo 60 tys zł, Skarpa 200. W naszym mieście niszczone i rozkradane jest wszystko.

     Osiedle na Skarpie to 9 tysięcy lokali i 30 tysięcy mieszkańców. Rocznie niszczony jest majątek spółdzielni wart 200 tysięcy złotych. Co dziesiąte drzewko, co dziesiąta posadzona róża, co dziesiąty iglak, kwiatek i słupek od płotku pada ofiarą wandali i drobnych złodziei. Za same zniszczenia zieleni torunianie mieszkający na Skarpie płacą 50 tysięcy złotych rocznie. Jest to 10 procent wszystkich kosztów, jakie Skarpa wydaje na utrzymanie terenów zielonych. Za te pieniądze można by np. posadzić 5 tysięcy ozdobnych krzewów iglastych, po 10 zł za sztukę. Bezmyślni młodzieńcy dewastują i rozkradają instalację hydrauliczną. W ubiegłym roku zniszczyli bądź zdemontowali zawory, kurki, rury za 12 tysięcy złotych. Dzieci, które chciałyby skorzystać z placów zabaw bardzo często widzą złamane ławki, pokrzywione bujaczki, porozrywaną blachę od zjeżdżalni, powyrywane deski od siedzisk wokół piaskownicy. Straty na placach zabaw to 7 tysięcy złotych. - Najwięcej zniszczeń notujemy na przełomie roku. Bardzo częste są też przypadki, że np. przez osiedle idzie wataha młodzieży wracającej z meczu. Niszczą i demolują wszystko. Łamią drzewa, rzucają śmietnikami, wyrywają paliki - wylicza Marek Zagórski, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej 'Na Skarpie".
     Były drzwi, a już ich nie ma
     
80 tysięcy złotych mieszkańców Skarpy kosztuje naprawa powyrywanych poręczy, balustrad, powybijanych szyb, odmalowywania bloków po działalności graficiarzy. Podpalane są skrzynki elektryczne, giną klosze od lamp oświetleniowych, których nie da się nawet inaczej wykorzystać. Prawdziwa zmora to podpalanie guzików domofonów, uszkadzanie wind, wyrywanie klamek czy nawet wynoszenie całych skrzydeł okiennych. - Klatki schodowe wieżowców, na ostatnim piętrze są połączone korytarzem. Jest on rozdzielony drzwiami, by nie hulał tam wiatr. Znam przypadki, że w ciągu jednego dnia, ginęło kilka skrzydeł drzwiowych - mówi Zagórski. Na Skarpie codziennością są zapchane śmiećmi, które powinny zostać zniesione na dół - zsypy, gruzem zatykane są kanały wentylacyjne.
     A kto siedzi w windzie?
     
Niewiele lepiej jest na sąsiednim osiedlu Rubinkowo. Z kieszeni mieszkańców spółdzielni idzie rocznie 60 tysięcy złotych, na naprawę zniszczeń. Do rzadkości nie należą tutaj pożary piwnic, wywołane celowym podpaleniem. Urywane są metalowe zawory od wody, które nastoletni przestępcy używają jako kastety. Z wind giną aluminiowe listwy. Kradzież można wytłumaczyć chęcią sprzedaży takich elementów w skupie złomu. Głupotą i całkowitym brakiem wyobraźni należy natomiast określić wybijanie okienek w szybach wind i uszkadzanie ich tablic rozdzielczych. - Takie rzeczy mogą po prostu doprowadzić do wypadku, w którym zginie człowiek - przestrzega Halina Kowalska, rzecznik spółdzielni. Na największym toruńskim osiedlu z wielkiej płyty, znudzona, młoda chuliganeria wybija szyby w otworach, gdzie znajdują się główne wyłączniki windy. Majstrowania przy nich nie może sobie naturalnie darować. Mieszkanka Rubinkowa, która wczoraj zadzwoniła do naszej redakcji opowiada, że w windach towarowych, gdzie są dwa "pomieszczenia" masowo niszczone są kłódki od drugich drzwi. Po co? - zapytaliśmy. - Jak dzieciakom się nudzi, to po prostu tam włażą i gdy do windy wsiądzie starsza, samotna osoba, zaczynają ją straszyć i np. skaczą i krzyczą zza zamkniętych drzwi - _usłyszeliśmy. Rozbitych żarówek na klatkach schodowych i potłuczonych kloszy od ulicznego oświetlenia nikt nie próbuje policzyć. Na Skarpie i Rubinkowie wandale nie cofają się nawet przed wejściem na dach, by wyrwać jakiś element instalacji kominowo-wentylacyjnej, albo przewrócić antenę.
     Zniknął samozamykacz
     
W Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej tylko w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku, podczas pobieżnej kontroli, stwierdzono 20 nowych, poważnych aktów wandalizmu. W bloku Przy Kaszowniku 27 i 35 zdewastowane były wiatrołapy, przy Wojska Polskiego 49 i 39 zniszczono domofony, przy Wojska Polskiego 35 brakowało blachy w drzwiach wejściowych, Przy Kaszowniku 29b nie było samozamykacza drzwi wejściowych, w blokach Wojska Polskiego 33-41 zdewastowano instalację elektryczną, przy Grudziądzkiej 59 brakowało szybki w drzwiach windy. Wybite szyby, podpalone domofony, uszkodzone wkładki w zamkach, o posprejowanych elewacjach nie wspominając, pracownicy spółdzielni spotykali na każdym kroku. Jerzy Żółkiewicz, prezes MSM-u opowiada, że na terenie jego spółdzielni wandale potrafią zdewastować całe drzwi wejściowe tylko po to, by wyciągnąć z nich kawałek aluminiowego pręta, za który w skupie można dostać 4 złote. Żeby wstawić nowe drzwi, z pieniędzy spółdzielców trzeba wydać wtedy 500-600 złotych. W 2003 roku wandale zniszczyli mienie MSM warte prawie 70 tysięcy złotych. Rok wcześniej było jeszcze gorzej - 115 tysięcy.
     Żaluzjom też nie podarują
     
W niewielkiej, bo liczącej tylko 600 lokali SM "Zieleniec" dewastacje też stanowią problem. Rocznie niszczone jest mienie warte 13 tysięcy złotych. - 3
tysiące płacimy za zdewastowane drzwi i okna, 2,5 tysiące kosztują potłuczone i porysowane szyby, 1500 zdewastowane rynny, tyle samo żaluzje antywłamaniowe, 3,5 tys. zł usuwanie graffiti. Kradzione i niszczone są nawet kratki wycieraczkowe przed klatkami schodowymi - wymienia Krzysztof Trawiński, z SM "Zieleniec".
     W "Koperniku" z drzwi została połówka
     
W spółdzielni mieszkaniowej "Kopernik" wandale i złodzieje wyrządzają szkody, których naprawa kosztuje mieszkańców 55 tysięcy złotych rocznie. - _Istną plagą jest kradzież aluminiowych elementów. Na porządku dziennym jest wybijanie szyb, niszczenie zieleni, o graffiti nie wspominając. Zdarzają się u nas nawet sytuacje, że ginie połówka drzwi
- mówi Czesław Degórski, wiceprezes "Kopernika".
     W "Metalchemie" wyrywają domofony
     
W spółdzielni mieszkaniowej "Metalchem" dewastowane są te same rzeczy, co w innych. - Plagą jest niszczenie domofonów, które potrafią być nawet wyrwane ze ściany - tłumaczy Zbigniew Lewandowski, z administracji "Metalchemu". Z kieszeni mieszkańców tej spółdzielni, na naprawę efektów działalności wandali idzie rocznie 60 tysięcy złotych.
     Niska szkodliwość społeczna...
     
Wandale nie omijają toruńskiej Starówki, na której terenie, podobno znajduje się siedziba Straży Miejskiej, a na obrzeżach komisariat. Dwa lata temu, tylko w ciągu jednej nocy, pijane 14-nastolatki rozbiły w drobny mak reflektory, które oświetlają mury Starego Miasta. Choć łobuzerię złapano, nie stała się jej żadna krzywda. Sąd był bardzo łaskawy i uznał, że był to "czyn o znikomej szkodliwości społecznej", w związku z tym kary nie ma. W ubiegłym roku, na wiosnę przeprowadzono generalną konserwację elementów iluminacji Starego Miasta. - Po kilku dniach wszystko było ponownie posprejowane. Nie ma miesiąca by nie rozbito nam osłony reflektora, nie uszkodzono tych lamp, nierzadko wandale oblewają je nawet kwasem. Całe szczęście obudowy wykonane z kamienia są niezniszczalne. Gdyby były z metalu, to pewnie znajdowalibyśmy je w Wiśle, albo w skupie złomu - mówi Andrzej Hołtyn, z Wydziału Gospodarki Komunalnej toruńskiego magistratu. Odtworzenie zniszczonych elementów iluminacji kosztuje blisko 10 tysięcy złotych rocznie.
     Szyby non stop
     
Z powodu wandali cierpi także budżet Miejskiego Zakładu Komunikacji. Z ubiegłym tygodniu wiaty przystankowe stojące na Placu Daszyńskiego ktoś oblał i podpalił. Przystanki autobusowe są w ogóle ulubionym miejscem rozrywek znudzonych, nastoletnich gówniarzy. - Szyby w nich rozbijane są non stop. Solidnych ławek, które zostały z nich wyrwane albo połamane są dziesiątki. W setki idzie liczba rozkładów jazdy, albo zamalowanych, albo opalonych. Pasażerowie dzwonią do nas, my je wymieniamy, a następnego dnia jest to samo - wyjaśnia Zbigniew Konieckiewicz, wicedyrektor Miejskiego Zakładu Komunikacji.
     Tracimy jeden autobus
     
Jeszcze kilka lat temu, zmorą toruńskiego przewoźnika, była porozcinana, wykonana z tworzywa sztucznego, bordowa tapicerka. Dzisiaj, gdy prawie wszystkie autobusy mają plastikowe siedzenia, problem zniknął. Przyroda nie znosi próżni, więc wandale wpadli na kolejne pomysły, jak utrudnić nam wszystkim życie. Malowanie farbami w sprayu, które dużym wysiłkiem można usunąć to jedno. Nie do naprawienia są natomiast szyby autobusów, tramwajów, wiat przystankowych, w których ostrymi narzędziami wyryto jakieś napisy lub przejechano nożem po całej szerokości szkła. Nowe autobusy, fabrycznie wyposażone są w młotki, które wiszą przy szybach i służą jej rozbiciu w razie wypadku. W Toruniu młotki pochowano do bagażników, bowiem zwyczajnie ginęły. W nowych autobusach, przy uszczelkach od części okien są haczyki, które pozwalają uszczelkę wyciągnąć i wypchnąć szybę (w razie wypadku). I z tej okazji, bezmyślni wandale korzystają. - Łącznie, w ubiegłym roku, wandale zniszczyli majątek MZK warty 360 tysięcy złotych. Za te pieniądze można kupić niewielki autobus lub zamontować 20 nowoczesnych wiat przystankowych - wylicza Konieckiewicz.
     Zginą nim zakwitną
     
Rocznie z budżetu Torunia na utrzymanie zieleni miejskiej idzie 2 milionych złotych. - Straty w wysokości 100 tysięcy złotych powodują wandale i złodzieje. Np. tulipany, które dostajemy od zaprzyjaźnionego miasta partnerskiego, zanim zakwitną już zginą. 20 tysięcy złotych strat z powodu wandalizmu mamy w samym tylko Parku Miejskim i na błoniach - mówi Roman Waraksa, z Wydziału Środowiska i Zieleni UM.
     Pogięte znaki, potłuczone światła
     
110 tysięcy złotych rocznie, tyle Miejski Zarząd Dróg wydaje na naprawę zniszczeń wyrządzonych przez chuliganów. - 350 znaków wymieniamy tylko dlatego, że zostały pogięte, odwrócone, wyrwane albo złamane. Kosztuje to 40 tysięcy złotych. Wyrzucone w błoto zostaje 60 tysięcy złotych, za które trzeba odtworzyć poniszczone sygnalizatory świetlne i elementy oświetlenia ulicznego. Kolejne 10 tysięcy ląduje w kieszeni firm, który wymieniają dla nas uszkodzone tablice informacyjne - informuje Andrzej Glonek, p.o. dyrektora MZD. Dyrektor Glonek wyposażył swoich pracowników w notesiki. - Ponieważ zniszczeń jest mnóstwo, a wiele z nich wpływa na bezpieczeństwo ruchu drogowego, pracownicy jadąc do pracy lub poruszając się po mieście mają obowiązek wynotowywania zniszczeń - _mówi.
     Nawet pojemniki palą
     
Umieszczone na automatach telefonicznych naklejki "Nie niszcz mnie. Ja mogę uratować komuś życie" nie przemawiają do wyobraźni. W minionym roku zniszczono w Toruniu 40, z 790 publicznych telefonów. Na ich naprawę, a często na zakup nowych, Telekomunikacja Polska wydała 62 tysiące złotych.
     Chuligani nie omijają nawet kontenerów na śmieci, na których wyżywają się piromani. W ubiegłym roku zniszczyli albo spalili 50, z 700 plastikowych pojemników do selektywnej zbiórki odpadów. Jeden kosztuje 900 złotych. -
Łatwo policzyć, że straty wyniosły 45 tysięcy złotych_ - powiedział "Pomorskiej" Ludwik Jurzysta, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania.
     Straty tylko tych instytucji, które sprawdziliśmy po zsumowaniu dają zawrotną kwotę ponad miliona złotych. Tyle mieszkańcy Torunia tracą na wandalach i drobnych złodziejaszkach. Też na ogół mieszkańcach Torunia.
     
[email protected]
     Fot. Lech Kamiński
     infografika: Jerzy Gliszczyński

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska