Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótki raport o śmierci pilota w katastrofie pod Chełmnem

Rozmawiał Roman Laudański [email protected]
Edmund Klich, przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
Edmund Klich, przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Fot. archiwum E.Klicha
Rozmowa z Edmundem Klichem, przewodniczącym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

www.pomorska.pl/chelmno

Więcej aktualnych informacji z Chełmna znajdziesz również na podstronie www.pomorska.pl/chelmno

- Znał pan Lecha Szutowskiego, pilota-instruktora, który rozbił się i zginął pod Chełmnem?

- Pierwszy raz spotkaliśmy się w 1968 roku. Po promocji trafiłem do jednostki w Bydgoszczy, a on już latał na samolotach Su-7. Promocję w Dęblinie miał w maju 1961 roku Był bardzo dobrym pilotem, świetnym kolegą. Konsekwentny i uparty w dążeniu do celu. Nie byłem jego bliskim przyjacielem, ale przyglądałem się jego karierze w lotnictwie wojskowym: od pilota do dowódcy pułku w Bydgoszczy, później szefa szkolenia lotniczego w Poznaniu. Wielu pilotów, po przejściu do wojska, zrywało kontakty z aeroklubami czy z lotnictwem cywilnym, a on - wprost przeciwnie, utrzymywał bliskie kontakty w Bydgoszczy i w Poznaniu. Licencję pilota zawodowego miał od 1963 roku. Prowadził prywatną szkolę, był jej współwłaścicielem, uczył latania, napisał też kilka książek.

- I jak to się dzieje, że osoba tak doświadczona, która spędziła tysiące godzin w powietrzu, nagle, przy dobrej pogodzie, rozbija się tuż przed lotniskiem w Watorowie?

- Mam nadzieję, że wyjaśni to komisja. Zespół badawczy wrócił w nocy do Warszawy. Rzeczywiście, widzialność była dobra, pogoda nie miała chyba też wpływu na pracę silnika, bo pracował on w momencie uderzenia w ziemię. Samolot był chyba sprawny, ale nie mamy jeszcze wszystkich danych. Pracę zaczynamy od badania technicznego, ustalenia warunków środowiskowych - pogody, poziomu wyszkolenia i doświadczenia pilota, choć w tym przypadku poziom by bardzo wysoki, stanu zdrowia pilota. Będziemy starali się sprawdzić jego aktywność w czasie ostatniej doby, skontaktujemy się z rodziną, zapytamy, co w tym czasie robił. Nie podejrzewam, by Lech Szutowski pozwolił sobie na odstępstwo od zasad. Kompleksowe badanie trwa, a w tym przypadku znalezienie przyczyny nie będzie łatwe. Nie mamy jeszcze danych z sekcji zwłok.

- Prokurator już przekazał, że to nie był zawał lub zator.

- My potrzebujemy oficjalnych i pełnych wyników, które będzie analizował nasz lekarz. Sprawdzimy też ostatnie badania lekarskie pilota. To wszystko musi potrwać.

- Ten typ maszyny nie cieszył się dobrą sławą. Zastrzeżenia do niego mieli Holendrzy i Amerykanie.

- W Stanach Zjednoczonych były przypadki drgań samowzbudnych, które doprowadzają do zniszczenia w krótkim czasie konstrukcji i rozpadnięcia samolotu. U nas też było kilka wypadków, choć nie związanych z samym samolotem, tylko z działalnością pilotów. Osobiście badałem samolot, który rozbił się podczas startu w Poznaniu. Pilot nie zachował właściwej prędkości. Zespół badawczy będzie analizował wszystkie wcześniejsze wypadki maszyn tego typu. Pierwsze oględziny samolotu, który rozbił się pod Watorowem, nie wskazują, aby były to drgania samowzbudne. Kiedyś był taki wypadek w Krośnie, pod wpływem drgań odpadło skrzydło. Samolot Szutowskiego, poza przednią częścią (silnik i kabina), którą uderzył w ziemię, nie był zniszczony w stopniu wskazującym na wystąpienie tych drgań.

- Samoloty ultralekkie nie mają specjalnych rejestratorów parametrów lotu.

- Toczy się dyskusja na ten temat. Ideą małych samolotów, które kupuje się w częściach i własnoręcznie lub pod nadzorem składa, jest zmniejszenie kosztów i ciężaru. Często konstruktorzy wpisują nawet ograniczenie wagi pilotów np. do 140-160 kilogramów. Rzadko znajduje się dorosłych, którzy ważą mniej niż 70 kg. To niepokoi komisję. A jak jeszcze ktoś włoży bagaż? Oczywiście, nawet na przeciążonym samolocie można lecieć, ale trzeba mieć świadomość, że on się będzie inaczej zachowywał. Prawie co roku spotykamy się z sytuacjami, że niedoświadczeni piloci przeciążają samolot i w sytuacjach szczególnych - np. zmniejszenia prędkości, następuje utrata siły nośnej i samolot spada. Tutaj ten element wykluczamy. Leciał tylko jeden pilot i w samolocie nie było dużo bagażu.

- Czy nie tak było w tym roku w Krakowie, gdzie spadła Cesna z czterema osobami na podkładzie?

- Jedna z hipotez to zakłada. Cztery osoby plus bagaże, pełno paliwa i krótki pas startowy. Przy długim pasie start wyglądałby inaczej. Utrata prędkości spowodowała utratę siły nośnej i samolot zaczął tracić wysokość.

- Jak pan ocenia rozwój lotnictwa ultralekkiego w Polsce? Chyba zdecydowanie lepiej wychodzi to Czechom niż Polakom?

- U nas wszystko dzieje się wolniej. Czesi mają liberalniejsze przepisy, tam również jest taniej i łatwiej latać. Z tego powodu wielu polskich pilotów rejestruje samoloty w Czechach i lata na ich znakach. Szkolą się tam, bo tam są inne wymagania. Czesi poszli w masowość. Z pozycji komisji wolę, jak przepisy są bardziej restrykcyjne, choć nie dysponuję statystykami, które pozwoliłyby na porównanie wypadków w Czechach i w Polsce.

- Możliwe jest porównanie statystyk z polskiego lotnictwa wojskowego i cywilnego?

- Zdecydowanie więcej wypadków jest w lotnictwie cywilnym, bo w nim lata więcej statków powietrznych. W wojsku nie ma aż tak dużo samolotów czy śmigłowców. Ich obowiązują ścisłe procedury. Tam rocznie zdarza się średnio jeden wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Ofiar jest więcej - np. w Casie, ale to był jeden wypadek. Był też rozbity śmigłowiec pod Inowrocławiem i wypadek bryzy w Babich Dołach. Każdy z tych wypadków wydarzył się w innym rodzaju Sił Zbrojnych (w lotnictwie, wojskach lądowych i marynarce wojennej). A był również rok bez żadnego wypadku ze skutkiem śmiertelnym w lotnictwie wojskowym. Kiedyś było więcej wypadków, ale też naloty wykonywane przez wojsko były dużo większe. Natomiast w lotnictwie cywilnym w tym roku zginęło dwadzieścia jeden osób, w piętnastu wypadkach. W tym roku badamy ponad 120 wypadków, z czego komisja 105. Część wypadków statków powietrznych nie wpisanych do rejestru państwowego mogą badać inne organizacje. Dążymy, poprzez nowelizację ustawy prawo lotnicze do zmniejszenia liczby wypadków badanych obowiązkowo przez PKBWL. Na przykład jeśli szybowiec ląduje w polu i rozbija się dziurze wykopanej przez rolnika, to mógłby zbadać aeroklub. Lądowanie w terenie przygodnym na szybowcach jest bowiem w pewnym sensie wpisane w ten sport. Dopóki wszystkie szybowce nie będą miały chowanych silników, które pozwalają dolecieć do lotniska, dopóty będą przygodnie lądować w polu.

- Bulwersujące są doniesienia o licencjach pilotów uzyskiwanych za łapówki.

- To margines. Jeśli jest korupcja - trzeba reagować. Lotnictwo jest wrażliwą dziedziną działalności człowieka. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tu są takie wymogi bezpieczeństwa, które przekładają się na inne dziedziny. Uczestniczę w programie "Zeus" - Zintegrowany System Bezpieczeństwa Transportu. Marynarze są jeszcze w sądach morskich rodem z XVI wieku, a lotnictwo ma niezależną komisję. Dopiero teraz powstają niezależne komisje np. na kolei powstała 2 lata temu. To wymóg unijny. W lotnictwie cywilnym mamy w tym roku 21 ofiar. To nieporównywalne z prawie 5 tys. ofiar w transporcie drogowym.

- Utkwiły panu w pamięci jakieś wypadki?

- Każdy wypadek jest inny. W grudniu 2006 roku mieliśmy poważny incydent z samolotem pasażerskim w Bydgoszczy. Załoga przez chwilę utraciła orientację przestrzenną. Wynikało to z niewłaściwego działania załogi. Kapitan, tylko na podstawie sztucznego horyzontu, szybkościomierza, busoli, wariometru i szkolenia szybowcowego, uchronił pasażerów przed wypadkiem.

- Szczegóły?

- Prawdopodobnie wystartowali z jednym systemem niesprawnych przyrządów, w chmurach poprzez niewłaściwe stosowanie procedur wyłączyli drugi i zostali bez danych na wskaźnikach. Kapitan utrzymał orientację przestrzenną, choć nieświadomie wykonali zakręt o 360 stopni. Były chwilowe przekroczenia maksymalnej prędkości lotu i przeciążeń, na szczęście - cały czas się wznosili i ponad chmurami - dopiero przy stabilnym locie - mogli włączyć przyrządy i szczęśliwie dolecieć do Warszawy. Było też poważne zdarzenie w lotnictwie pasażerskim w październiku 2007 r. Nasi żołnierze wracali z Libanu samolotem wyczarterowanym od Hiszpanów. W Katowicach ścięli maszty podejścia, uszkodzili silnik, klapy. Przyziemili, następnie odbili się od pasa i szczęśliwie zatrzymali na pasie lądowanie. Nikt nie odniósł obrażeń. Samolot był remontowany przez kilka miesięcy. Kończymy raport. Przy 120 sprawach, 600 incydentach do nadzorowania i 13,5 etatów komisji - mamy za mało ludzi do pracy.

- Czy latanie - pomimo tych wszystkich wypadków - jest piękne i fascynujące?

- Oczywiście! Tam, u góry, codzienne problemy są po prostu przyziemne. Pilot czuje się kimś, kto rządzi swoim losem. Czuje się wspaniale. Szczególnie jeśli jest to latanie sportowe, dla przyjemności, to coś wspaniałego. Nawet w jednoosobowych samolotach wojskowych jeszcze trochę jest tej romantyki, a w tym przypadku każdy lot to określone zadanie do wykonania w celu doskonalenia lotniczego rzemiosła. Najwięcej romantyki jest na szybowcach i samolotach lekkich. Uważam, że szybownictwo to najpiękniejszy sport lotniczy. To walka z naturą i przyrodą o przetrwanie. Najczęściej dzieje się to w ładną, słoneczną pogodę, to jest już pełnia szczęścia. Obecnie coraz więcej ludzi uprawia sporty lotnicze. Zamożność ludzi poprawia się i entuzjaści szukają adrenaliny w sportach lotniczych. Niestety, niekiedy ten wzrost zainteresowania lotnictwem przysparza nam pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska