Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz nie dla miasteczek i wsi

Maja Erdmann
Dlaczego przychodnie w małych miastach nie chcą zatrudnić lekarzy specjalistów i w ten sposób ułatwić chorym do nich dostęp?
Dlaczego przychodnie w małych miastach nie chcą zatrudnić lekarzy specjalistów i w ten sposób ułatwić chorym do nich dostęp? Fot. sxc
Chorzy z małych miasteczek i wsi są poszkodowani przez służbę zdrowia. Do lekarza mają tak daleko, że czasem rezygnują z leczenia.

Ryszard Stachurski mieszka w małej wsi pod Sępólnem Krajeńskim. Od lat ma problemy z prostatą. Wie o tym, ale do urologa z jego wsi jest za daleko. - Stąd żaden autobus nie jeździ. Do lekarza mi za daleko - mówi pan Ryszard. - Musiałbym do Więcborka albo Bydgoszczy. Wszędzie miesiącami trzeba czekać. A jak mnie w Bydgoszczy zarejestrują, to najpierw muszę zorganizować dojazd do Sępólna, potem na PKS. Je-chać do Bydgoszczy. Tam znowu jakimś tramwajem do przychodni. I z powrotem to samo. Ja mam 500 złotych renty. Droga do lekarza daleka, a i wydatek za duży.

Droga do zdrowia
Dlaczego przychodnie w małych miastach nie chcą zatrudnić lekarzy specjalistów i w ten sposób ułatwić chorym do nich dostęp? Odpowiedź jest prosta - nie mogą tego zrobić. - Chcieliśmy, by pacjenci mieli lepszy dostęp do urologa. Chcieliśmy uruchomić filię poradni w Sępólnie i Kamieniu Krajeńskim - mówi Stanisław Plewako, prezes Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej Novum Med w Więcborku. - Niestety, Narodowy Fundusz Zdrowia się na to nie zgodził. Ich zdaniem taki gabinet powinien być czynny trzy razy w tygodniu i basta. A przecież tam wystarczyłby specjalista, który przyjmowałby raz w miesiącu.

Inne przychodnie z naszego regionu też próbowały ściągać do siebie specjalistów, ale sztywny przepis uniemożliwia sprowadzenie lekarza jeden, dwa razy w miesiącu. Skutki są oczywiste. Ludzie ze wsi albo "tłuką" się do specjalisty w dużym mieście i tkwią w kolejkach, albo się poddają i płacą za prywatną wizytę. Ci, których na to nie stać - nie leczą się wcale. Bywa, że trafiają do szpitali, gdy choroba jest już bardzo zaawansowana. Przyjazd karetki pogotowia na wieś jest za darmo - transport do lecznicy też. I tak w końcu chorym zajmą się specjaliści.

Coraz dalej do lekarza
- Dostępność do specjalistów zmniejszyła się o około 30 procent - mówi Zofia Grudewicz, kierująca przychodnią Eskulap w Radziejowie. - To nie nasza wina. Takie mamy kontrakty z NFZ. Moglibyśmy mieć więcej lekarzy i dłużej przyjmować ludzi, zmniejszyć kolejki, ale przy takich zasadach finansowych to niemożliwe.

Skutki? W dużych centrach medycznych kolejki do specjalistów wydłużają się, bo coraz więcej pacjentów z terenu musi dojechać do lekarza.

W Kruszwicy jeszcze do niedawna przyjmował urolog, ale przestał przyjeżdżać do pacjentów w tym mieście, bo zmienione zasady kontraktowania przez NFZ i wymóg otwierania gabinetu trzy razy w tygodniu skutecznie zapał doktora ostudził. Nie opłaca mu się już przyjeżdżać do Kruszwicy.

Andrzej Purzycki, dyrektor do spraw medycznych bydgoskiego oddziału NFZ tłumaczy: - Są zasady. Gabinet musi być czynny trzy razy w tygodniu po minimum cztery godziny. Tak jest najlepiej dla pacjentów. Nie możemy jednak sprawić, by w każdej gminie byli wszyscy specjaliści. Nie stać nas na to. Nawet w krajach Unii Europejskiej nie ma aż tak wielkiego dostępu do lekarzy. Jednak tam, to lekarze rodzinni przejęli główny ciężar opieki nad pacjentem i nie ma tam potrzeby tak częstego kontaktu ze specjalistami. Gdyby i u nas tak było, kolejki do gabinetów specjalistycznych zdecydowanie by się zmniejszyły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska