Łódzcy śledczy chcą mu przedstawić zarzuty w związku ze śledztwem w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie.
Lider Samoobrony przyjechał do prokuratury po godz. 10 w towarzystwie Janusza Maksymiuka i swojego adwokata mec. Wiesława Żurawskiego. Lepper nie rozmawiał z dziennikarzami, wiozący go samochód wjechał wprost na dziedziniec prokuratury.
Maksymiuk powiedział dziennikarzom, że - jego zdaniem - Andrzej Lepper jest niewinny. "Zapoznałem się z dokumentami dotyczącymi tej afery i uważam, że jeśli prawo jest prawem, to Lepper jest wolnym człowiekiem. Nie boję się o niego" - mówił. Pytany, czy nie obawia się, że Lepper zostanie aresztowany, Maksymiuk powiedział, że "nie ma powodu, żeby przewodniczący przygotowywał się do pozostania w Łodzi".
Według niego, w czerwcu prokuratura twierdziła, że na tym etapie śledztwa nie ma żadnych dowodów, by postawić zarzuty Lepperowi i od tego momentu - jego zdaniem - nic się nie zmieniło. Maksymiuk przyznał jednak, że "seksafera" zaszkodziła Samoobronie.
Przed prokuraturę przybył także oskarżony w "seksaferze" radny, były asystent posła Stanisława Łyżwińskiego Jacek P. Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, powiedział jedynie, że "on, Łyżwiński i Lepper, są niewinni" i zapowiedział, że będzie czekał przed prokuraturą do zakończenia przesłuchania Leppera.
Łódzka prokuratura nie ujawnia treści zarzutów do momentu ogłoszenia ich Lepperowi i przesłuchania go w charakterze podejrzanego. Jak informowały media, b. wicepremier może usłyszeć zarzuty czerpania korzyści osobistej w postaci usług seksualnych od Anety Krawczyk i usiłowania doprowadzenia do obcowania płciowego szefową młodzieżówki Samoobrony w Lublinie w zamian za obietnicę korzyści zawodowej. Grozi za to kara do 10 lat więzienia.
Sam Lepper zapewniał wcześniej, że jest w tej sprawie "osobą niewinną". Mówił, że jest do dyspozycji prokuratury i "nie ma czego się bać, nie ma czego ukrywać". Według niego, w tej sprawie nie ma żadnych konkretnych dowodów i zeznań, które by go obciążały.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. Krawczyk twierdziła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.
Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Przesłuchano w nim ponad 220 osób.
Dotąd zarzuty przedstawiono czterem osobom: b. asystentowi Łyżwińskiego, radnemu Samoobrony Jackowi P. (zwolnionemu już z aresztu; jego proces toczy się przed piotrkowskim sądem), b. działaczowi Samoobrony z Myślenic Franciszkowi I., b. działaczowi tej partii z Tomaszowa Maz. Pawłowi G. oraz Łyżwińskiemu, który trafił do aresztu.
Na tym ostatnim ciąży w sumie siedem zarzutów, w tym: gwałtu, przyjmowania i żądania korzyści osobistych o charakterze seksualnym, wykorzystania lub usiłowania wykorzystania seksualnego czterech kobiet, nakłaniania Krawczyk do przerwania ciąży oraz podżegania do porwania biznesmena. Były poseł nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Grozi mu do 10 lat więzienia.
W sprawie "seksafery" toczy się jeden proces karny i już kilka procesów cywilnych. Przed piotrkowskim sądem toczy się proces o naruszenie dóbr osobistych jaki wytoczył Lepper Anecie Krawczyk. Zarzuca on kobiecie przekazywanie do mediów nieprawdziwych informacji, iż miał jej proponować pracę za seks i że może być on ojcem jej dziecka. Lepper domaga się od kobiety przeprosin oraz 10 tys. zł zadośćuczynienia na cele charytatywne.
Przeciw liderowi Samoobrony może też ruszyć w Warszawie proces z prywatnego oskarżenia Anety Krawczyk przeciwko Lepperowi w sprawie wypowiedzi lidera Samoobrony, który nazwał ją "zboczoną do potęgi", radząc jej jednocześnie, by założyła "partię zboczonych kobiet". Kobieta uznała, że wypowiedź ta ją obraża, zniesławia i godzi w jej dobre imię. Krawczyk domaga się od Leppera przeprosin i 20 tys. zł nawiązki na rzecz domu dziecka.