Lodołamacze, cumujące od pierwszego grudnia przy włocławskiej tamie, czekają w pogotowiu na wkroczenie do akcji. Jak na razie Wisła jest spokojna, więc nie ma powodu uruchamiać potężnych silników. - Na razie lodowa tafla nie zagraża zaporze - mówi Wiesław Ocipka, dowódca "Lwa". - W razie alarmu jesteśmy w stanie wypłynąc na rzekę w ciągu czterech godzin. Miejmy nadzieję, iż podobnie jak w roku ubiegłym, nie będzie takiej potrzeby.