- Sprawa ta była już szeroko komentowana. Moim zdaniem cały czas dyskusja dotyczy skutków, a nie przyczyn zaistniałej sytuacji - mówi Tomasz Mokos, sekretarza wojewódzki SLD.
Przypomina, że wielu lokalnych polityków zabierało już głos w tej sprawie. - Przewodniczący Rady Miejskiej Tomasz Marcinkowski na portalu Facebook stwierdził, że niby wszystko jest zgodne z prawem i wezwał do bojkotu sklepu właścicieli terenu. Jego zastępczyni Magdalena Łośko przeprowadziła natomiast zbiórkę podpisów przeciwników tej inwestycji - przypomina.
Przyznaje, że obowiązująca tak zwana megaustawa o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych ma za zadanie ułatwienie przedsiębiorstwom telekomunikacyjnym rozwoju swoich sieci. - Zgodnie z jej zapisami rozwinęła się sieć masztów nadawczych i także ma powstać maszt na Rąbinie - zauważa.
Petycja przeciwko budowie masztu na Rąbinie. "Jeśli sprzeciw nie przyniesie rezultatu, to..."
Podkreśla jednak, że z wyroków Sądów Administracyjnych z Gdańska, Warszawy, Olsztyna i Wrocławia wynika, iż obszar objęty miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego nie może być bezwarunkowo otwarty na tego typu inwestycje.
- Firmy telekomunikacyjne nie mają uprawnień do kształtowania polityki przestrzennej - podkreśla i dodaje: - Choć obowiązuje specustawa, to nie ma prawa to tak zwanej wolnej amerykanki jeśli chodzi o budowę nadajników telekomunikacyjnych. Stacje przekaźnikowe nie mogą być wszędzie. Wystarczy, ze w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego umieści się zapisy, w jakiej odległości od budynków mieszkalnych mogą powstać takie inwestycje lub że instalacje nadawcze mogą być umieszczane na budynkach powyżej na przykład sześciu pięter. Wtedy wszystko będzie zgodnie z prawem i nie będzie niebezpieczeństwa budowy masztów byle gdzie, o dowolnej wysokości i mocy, a interesy mieszkańców będą zabezpieczone.
Zezwolenie na budowę masztu na osiedlu Rąbin w Inowrocławiu do ponownego rozpatrzenia
Obawia się, że sytuacja z Rąbina w każdej chwili może powtórzyć się w innych częściach miasta. - Dlatego apeluję do prezydenta Inowrocławia, przewodniczącego i wiceprzewodniczącej Rady Miejskiej, którzy już zaangażowali się w sprawę o przegląd lokalnych planów i wprowadzenie tak takich zapisów, które zabezpieczą interesy mieszkańców - mówi Tomasz Mokos, a jego starszy kolega partyjny Andrzej Kieraja dodaje: - Trzeba zabezpieczyć interesy mieszkańców, a nie firm telekomunikacyjnych.
Co na to inowrocławski ratusz?
Oto odpowiedź, jaką przesłała nam Magdalena Klimek:
"Podzielamy opinię i stanowisko przedstawicieli SLD w części dotyczącej zagrożeń, jakie powstają w związku ze szczególnym traktowaniem w polskim prawie lokalizacji stacji przekaźnikowych.
Mamy nadzieję, że przywołane wyroki trzech Wojewódzkich Sądów Administracyjnych sprzed kilku miesięcy, po ewentualnym rozpatrzeniu przez NSA, staną się prawomocne. Wtedy będziemy mieli, nie tylko w Inowrocławiu ale i w całej Polsce, podstawy prawne do innego interpretowania ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych.
Na razie nad taką a nie inną interpretacją przepisów czuwa wojewoda. Dotychczas nie została stwierdzona nieważność żadnej uchwały dotyczącej ustaleń planistycznych w zakresie lokalizacji urządzeń łączności publicznej".
Mieszkańcy z ulic Molla i Plater w Inowrocławiu nie chcą pod...