Gospodarze od początku spotkania przeważali. Zgodnie z założeniami, Sevilla wraz z pierwszym gwizdkiem rozpoczęła regularny napór i pressing na rywalach. Pierwszy efekt intensywnej ofensywy trzeciej drużyny La Liga mogliśmy zobaczyć już w 13. minucie. Wes Morgan nieco spóźnił się ze swoją interwencją we własnym polu karnym i tym samym sfaulował wbiegającego napastnika. Arbitrowi spotkania pozostało wyłącznie wskazanie na 11. metr przed bramką Leicester. Okazję na pierwszego gola zmarnował sam poszkodowany. Joaquin Correa strzelił zdecydowanie w zbyt przewidywalnie dla bramkarza.
Kolejne ataki Sevilli przyniosły oczekiwane skutki. Mocne i zarazem niezwykle dokładne dośrodkowanie z lewej strony, strzałem głową wykorzystał Pablo Saraiba. Młody pomocnik świetnie nabiegł na precyzyjną wrzutkę i pokonując bezradnego Kaspera Schmeichela uderzeniem przy prawym słupku, otworzył wynik spotkania. Kolejne ataki Andaluzyjczyków wprowadzały piętrzące się nieporozumienia w defensywie "Lisów". Gościom brakowało nie tylko koncentracji i dyscypliny w obronie, kompletnie nieskuteczne były również próby ich ataków, które nie przyniosły najmniejszego zagrożenia w okolicach bramki gospodarzy.
Przebieg pierwszej połowy nie zwiastował wielkich emocji w drugich 45 minutach. Jednobramkowe prowadzenie wydawało się być najmniejszym wymiarem kary dla przyjezdnych. Druga połowa była rozgrywana w podobnym tempie oraz z zachowanymi z pierwszej połowy różnicami jakościowymi między obiema drużynami. W 62. minucie zmarnowanego wcześniej karnego, zrekompensował kibicom sam Joaquin Correa. Argentyńczyk po świetnej kontrze swojego zespołu oraz wypieszczonej asyście Stevana Joveticia zmusił bramkarza gości do ponownego wyjmowania piłki z własnej bramki.
Wydawać się mogło, że Sevilli pozostało wyłącznie oczekiwanie na kolejne sytuacje bramkowe, które pozwolą z jeszcze większym spokojem podejść do rewanżu w Leicester. Na kwadrans przed końcem swój potencjał ujawnili podopieczni Claudio Ranieriego, którzy po swojej najskładniejszej akcji tego wieczoru za sprawą Jamesa Vardy'ego złapali kontakt z faworyzowanymi gospodarzami.
Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie. W rezultacie czego, Lisy na King Power Stadium mogą postawić swoje warunki oraz bez większych skrupułów skorzystać z atutu własnego boiska. Marcowy rewanż z pewnością nie będzie reklamowany jako pojedynek faworyta z walczącym o życie mistrzem Anglii.
Piłkarz meczu: Pablo Sarabia
Atrakcyjność meczu: 7/10
W 14. minucie Joaquin Correa nie wykorzystał rzutu karnego (obronił Kasper Schmeichel).