Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lojalki dla pracowników BSS. - Od lat szefostwo nas normalnie nie traktuje!

Katarzyna Piojda [email protected] tel. 52 32 63 155
Tylko niektóre sklepy BSS prezentują się tak ładnie z zewnątrz, jak ten. Większość wygląda, jak z lat 80-tych
Tylko niektóre sklepy BSS prezentują się tak ładnie z zewnątrz, jak ten. Większość wygląda, jak z lat 80-tych Jarosław Pruss
- Prezes każe nam podpisywać lojalki, czyli oświadczenie, że jeśli będziemy robili zakupy, to tylko w tym BSS, w którym pracujemy, a nie w innym - alarmują sprzedawczynie. A prezes - jak to zwykle on - nie chce się wypowiadać.

Pracuję w BSS ponad 20 lat i niczego podobnego nigdy nam nie kazali podpisywać. Aż do teraz - opowiada jedna z pracownic sklepu prowadzonego przez Bydgoską Spółdzielnię Spożywców. Kobieta mówi, że kierownictwo wszystkich BSS w mieście otrzymało polecenie z góry. - Kierowniczki dostały rozkaz od prezesa. Miały rozdać wszystkim swoim pracownikom oświadczenie do podpisania. Lojalkę taką - zaznacza ekspedientka z BSS.

Jej koleżanka dodaje: - Chodzi o to, gdzie robimy zakupy. Jeśli w BSS, to musimy od teraz robić je tylko w tym, w którym pracujemy. Dostałyśmy zakaz wnoszenia zakupów z innego BSS. Nawet, gdy z tego innego miałybyśmy paragony.

Przeczytaj także: BSS nie udało się sprzedać Hali Targowej
- Od lat w "beesesach" szefostwo nas normalnie nie traktuje. Nasze sklepy wyglądają, jak z czasów PRL Mało to się nasłuchamy żartów od klientów, że u nas czas się zatrzymał?

Katarzyna Pietraszak, rzeczniczka Okręgowego Inspektora Pracy, wyjaśnia, że to pracownik decyduje, czy podpisze lojalkę. - Jeśli już to zrobił, musi podporządkować się jej zapisom - kontynuuje pani rzecznik.
Kazimierz Piszczek, prezes BSS, nie chciał z nami rozmawiać o lojalkach. On ogólnie unika mediów. - Jedynie ze swoimi pracownikami biurowymi rozmawia. Ze "zwykłymi" sprzedawczyniami kontaktuje się bardzo rzadko - przyznają ekspedientki.

Dwa lata temu BSS ogłosiła przetarg na sprzedaż hali targowej przy ul. Magdzińskiego. Wielu sklepikarzy dowiedziało się nie od prezesa BSS, a z mediów, że jeśli budynek trafi do nowego właściciela, grozi im utrata pracy. Wtedy Piszczek też nie chciał komentować sprawy.

Oto jeden z wielu przykładów. Przez dwa lata nic się nie zmieniło. Pani w sekretariacie przez cały dzień twierdziła, że szef jest na naradzie, a jego numeru telefonu komórkowego mi nie poda, bo pan prezes posiada jedynie komórkę prywatną.

Miałam jeszcze prośbę do pani z sekretariatu (nazwiska nie podała, tłumacząc, że obowiązuje "ochrona danych osobowych i nie muszę wiedzieć, z kim rozmawiam"). Prosiłam, żeby zostawiła prezesowi kartę z informacją, że dzwoniłam. Odmówiła. - Karteczka może się zagubić - zapowiedziała.

Szukałam w internecie informacji o prezesie Piszczku. Jego nazwisko pojawia się najczęściej w zwrotach typu "odmówił komentarza" albo "nie udało się nam z nim skontaktować". Tak sobie patrzę na sklepy BSS. Nie zmieniły się prawie nic od czasów, gdy miałam kilka lat. Może czas na zmiany w firmie. A może i zmianę prezesa?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska