Wąbrzeźno. Po udanych negocjacjach przeprowadzka z zagrożone...
Ta historia mogła skończyć się dramatyczną i bolesną wyprowadzką lokatorów. Bojowo nastawieni byli mieszkańcy walącego się baraku, którzy za wszelką cenę chcieli w nim pozostać. Stanowczy byli urzędnicy, którzy musieli nakłonić lokatorów do opuszczenia budynku. Jego natychmiastową rozbiórkę nakazała inspekcja budowlana. Termin przeprowadzki wyznaczono na godzinę 9 wczoraj.
Barak przy ul. Strażackiej rzeczywiście był w opłakanym stanie: odpadające tynki, ledwo trzymające się ścian okna, leciwe podłogi. Wszystko przesiąknięte wilgocią. Dlaczego lokatorzy nie chcieli opuścić mieszkań? - Tutaj żyjemy w osiem osób na 50 metrach kwadratowych. Burmistrz zaproponował nam przeprowadzkę na 37 metrów! - tłumaczyła Emilia Dejewska, jedna z lokatorek. - Nie chcę z mężem i synkiem przenosić się na tak małe mieszkanie i żyć dalej pod jednym dachem z teściem alkoholikiem.
Mieszkania w walącej się ruderze opuścić nie chciał także teść Emilii, Józef Dejewski ze swoimi synami i żoną: - Nie i koniec! Na mniejsze nie idziemy!
- Tu jestem zameldowany i tu zostanę! - krzyczał z kolei ostatni lokator baraku, zajmujący osobne pomieszczenie, które trudno nazwać mieszkaniem.
Wczoraj rano przy domu zebrali się urzędnicy, strażnicy miejscy i pracownicy wąbrzeskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Akcją kierował i główną rolę odegrał w niej komendant strażników Krzysztof Grzybek. Nie wykluczał użycia siły i przymusowej przeprowadzki. Ale zaczął dyplomatycznie: - Józef! Znamy się tyle lat, chodź... pogadamy - zwrócił się do starszego lokatora. Po kilku minutach rozmowy na stronie, przekonał Dejewskiego do opuszczenia budynku z rodziną.
Z młodymi lokatorami nie było tak łatwo. Rozmowa trwała dłużej, ale też zakończyła się sukcesem. - Udało się załatwić dla nich tanie prywatne mieszkanie - zapewnił komendant straży miejskiej.
Czytaj: - Nami nikt się nie interesuje. Mija rok, odkąd żyjemy bez bieżącej wody i prądu
Samotny lokator został przeniesiony z kolei do chronionego mieszkania komunalnego. Wyburzanie ruszyło około godziny 15. Co wcześniej zrobili urzędnicy, aby pomóc tym rodzinom wyjść z patologicznego dołka?
- Pomagamy im od dłuższego czasu. Finansowo i rzeczowo. Pan Józef wychodzi z nałogu. Pana Rafała skierowaliśmy na kurs, aby znalazł pracę. Młodemu małżeństwu pomożemy też w płaceniu za wynajem mieszkania - zapewnia Barbara Kuca, pracownik socjalny Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Oni sami są winni sytuacji w jakiej się znaleźli. I sami muszą chcieć rozpocząć lepsze życie.
Czytaj e-wydanie »