Historia limuzyny wartej blisko 200 tys. zł, która trafiła do Szkoły Podoficerskiej PSP w Bydgoszczy, będzie miała swój ciąg dalszy. - O sprawie wie już komendant główny straży pożarnej, czyli bezpośredni przełożony Marka Misia - mówi Paweł Frątczak, rzecznik prasowy Komendy Głównej PSP w Warszawie. - Zleci on specjalnemu wydziałowi zbadać okoliczności zakupu auta. Na wnioski z postępowania wyjaśniającego w tej sprawie będziemy musieli jednak poczekać.
Przypomnijmy, że samochód był kupiony, jako "pojazd specjalny rozpoznawczy". Faktycznie ma służyć w wyjazdach służbowych komendantowi Markowi Misiowi, dowódcy jednostki.
Przeczytaj także: Nowe auto komendanta za 193 tys. zł. Strażacy oburzeni
Postępowanie wyjaśniające, które zleci komendant główny, ma również jasno określić, czy pieniądze, za które kupiono auto, można było przenieść do wykorzystania na przyszły rok. Szef bydgoskiej szkoły pożarniczej twierdzi, że nie było takiej możliwości.- To były pieniądze do wykorzystania do końca tego roku - tłumaczy starszy brygadier komendant Marek Miś. - Została nadwyżka, a potrzebowałem dobrego, bezpiecznego samochodu.
Pieniądze miały pochodzić między innymi z dochodów jednostki z tytułu prowadzenia szkoleń na inspektorów pożarnictwa. Kursy odbywają się w specjalnym ośrodku, wybudowanym również jako inwestycja szkoły. Placówka mieści się w miejscowości Tylna Góra.
Więcej w środowym, papierowym wydaniu Gazety Pomorskiej.
Czytaj e-wydanie »