Pierwsze niepokojące sygnały od kontrahentów Zbigniewa K., szefa firmy "M.-B." w Bydgoszczy (pełna nazwa do wiadomości redakcji ze względu na trwające postępowanie prokuratury), mieliśmy już w maju tego roku.
- Byłem podwykonawcą K., między innymi na budowie marketu w Markach pod Warszawą - mówi bydgoski przedsiębiorca, właściciel firmy wykonującej kompleksowe instalacje, między innymi elektryczne. - Zostałem najzwyczajniej oszukany. Nie zapłacono mi ponad 342 tys. zł za wykonane prace. Zostałem na lodzie.
Umowa między firmami została zawarta w październiku ubiegłego roku. Gdy przyszło do zapłaty, przedstawiciele "M.-B." stwierdzili, że prace instalacyjne - założenie, między innymi sieci elektrycznej - zostały wykonane z błędami.
- K. zarzucał mi, że w instalacjach, które wykonała moja firma, stwierdzono wady, a ponadto nie wywiązałem się z harmonogramu prac - tłumaczy biznesmen. - To zwyczajne kłamstwo niemające żadnego pokrycia w dokumentach.
Przedsiębiorca chce pozostać anonimowy: - Zależy mi, by ostrzec innych kontrahentów przed panem K.
By odzyskać swoje pieniądze, wynajął firmę windykacyjną. Zbigniew K. jednak nie zamierzał oddać należnej kwoty. W sierpniu tego roku sprawa trafiła do prokuratury.
- Prowadzimy postępowanie w sprawie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem - wyjaśnia Dariusz Bebyn, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. - Zleciliśmy policji podjęcie odpowiednich czynności - kończy Bebyn.
Ale rzekomych poszkodowanych może być więcej: - Mowa nawet o około trzydziestu podwykonawcach pracujących dla firm Zbigniewa K., którym nie zapłacił za pracę, albo zwlekał z oddaniem kilkudziesięciu tysięcy kaucji - mówi inny przedsiębiorca.
Czytaj: Kontrahenci skarżyli się. W końcu sprawą zajęła się prokuratura
Wierzchołek góry lodowej
Właściciele firm budowlanych z Pomorza i Kujaw są zdania, że śledztwo, które bydgoska prokuratura prowadzi w sprawie budowy marketu w podwarszawskich Markach, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Prokuratura na razie zapewnia tylko, że podjęła dochodzenie, a policja na jej zlecenie wykonuje w tej sprawie czynności procesowe. Jakie? - Tego na razie nie mogę zdradzić. Postępowanie jest na wstępnym etapie - mówi prokurator Bebyn.
Bydgoski przedsiębiorca jest jak dotąd jedynym, który sam próbował zebrać dowody i zdobył się na to, by wnioskować o ściganie Zbigniewa K. z kodeksu karnego: - Do tej pory poszkodowani próbowali się sądzić z K. z tytułu łamania przez niego prawa spółek i na drodze cywilnej - mówi poszkodowany, który skierował sprawę do prokuratury. - Ale ja uważam, że to, co robi to już systematycznie dokonywane oszustwa. Naciągniętych przez niego może być ponad 30 firm z Bydgoszczy i okolic.
Przedsiębiorstwa K. specjalizują się w budowach pawilonów handlowych i marketów. K. budował minimarket w Toruniu przy ulicy Fałata, oraz ostatnio, m.in. w Gołańczy i w podwarszawskich Markach.
Inny poszkodowany, który twierdzi, że też nie otrzymał zapłaty, mówi: - Gdy wierzyciele się upominają o pieniądze, dostają standardowe pisemko - pokazuje dokument wystawiony przez firmę "D." (inne przedsiębiorstwo Zbigniewa K.).
"Prowadzona przez nas działalność ma charakter sezonowy z długimi okresami rozliczenia poniesionych kosztów, która charakteryzuje się spadkiem sprzedaży w okresie wiosna-jesień" - czytamy. "W związku z przedłużającą się zimą wykończenie inwestycji przedłużyło się, a nowe zaczną się w maju 2013, dlatego nie jesteśmy w stanie dotrzymać terminów zapłaty za faktury (...)."
- K. nie oddaje na czas kaucji, które każdy podwykonawca musi wnieść, jako zabezpieczenie umowy - słyszymy od bydgoskiego przedsiębiorcy, który również czuje się poszkodowany. - A to już niemałe pieniądze, bo chodzi o kilkadziesiąt tysięcy zł. Jednorazowo.
Co na ten temat mają do powiedzenia przedstawiciele firmy "M.-B."? Wczoraj zgodzili się na spotkanie w siedzibie firmy w Bydgoszczy, odnosili się do wytaczanych przez podwykonawców zarzutów. Zgodnie z przysługującym im prawem, zażądali autoryzacji wypowiedzi użytych w artykule. Jeszcze wczoraj po przesłaniu cytowanych wypowiedzi mailem do firmy, skontaktował się z nami Mateusz P., prawnik firmy "M.-B." - Wypowiedzi moje i szefa autoryzujemy jutro (w środę, red.) - usłyszeliśmy w telefonicznej rozmowie.
Do redakcji dotarł mail od Zbigniewa K., szefa "M.-B." o treści: "Nie wyrażamy zgody na publikację naszych wypowiedzi, i nie udzielamy autoryzacji."
Czytaj e-wydanie »