Czy rodzice zmarłego na stole operacyjnym trzylatka - mimo zakończonego procesu i uniewinnienia lekarki - dowiedzą się w końcu, kto jest winien śmierci ich dziecka? Być może. Dzisiaj w bydgoskim sądzie odbędzie się rozprawa odwoławcza.
- Od śmierci Gracjanka minęło już sześć lat, proces trwał pięć, a na ławie oskarżonych ponoć siedział nie ten lekarz, co powinien, choć moim zdaniem do winy za śmierć mojego syna powinna się poczuwać i uniewinniona anestezjolog, i chirurg, który nie stanął nawet przed sądem - mówi łamiącym głosem Justyna Kłos, mama zmarłego trzylatka.
Po chwili jednak opanowuje się.
I już twardo, bez łez, stwierdza: - Jestem bardzo wdzięczna prokuraturze, że złożyła apelację. Wierzę też, że sąd będzie chciał znaleźć winnych śmierci mojego synka.
Czy tak się stanie?
Czy znajdą się odpowiedzialni za śmierć trzyletniego chłopca?
I czy prywatne centrum medyczne w Bydgoszczy, w którym sześć lat temu przeprowadzono feralny zabieg, kiedykolwiek przeprosi rodziców za to wszystko?
Na razie pewne jest tylko to, że oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci małego pacjenta, a pod koniec ubiegłego roku uniewinniona przez bydgoski Sąd Rejonowy anestezjolog Regina G. nigdy nie poczuwała się do winy. Podobnie chirurg Marek M., który przeprowadzał i nadzorował zabieg, i któremu prokuratura dopiero niedawno przedstawiła ten sam zarzut (o akcie oskarżenia na tym etapie śledztwa nie może być jeszcze mowy).
Pewna też jest przyczyna śmierci Gracjana, a dokładniej...
Zdaniem biegłych, trzylatek nie wybudził się z narkozy z powodu przedawkowania środka znieczulającego (lekarstwo miał podać chirurg); natomiast w specjalnej ekspertyzie przygotowanej dla sądu rejonowego stwierdzono wyraźnie, że śmierci dziecka było można uniknąć (zdaniem bydgoskiej prokuratury anestezjolog nie zaopiekowała się pacjentem po zakończonym zabiegu tak, jak powinna).
Czy sędzia sądu okręgowego pochyli się nad tą kwestią podczas dzisiejszej rozprawy?
Zobaczymy.