Pamiętacie charakterystycznie ubranych amiszów z amerykańskich filmów? Wywodzą się z menonityzmu.
- To zadziwiające, że menonici żyli tu prawie przez trzy wieki, a tak niewiele o nich wiemy - mówi Agnieszka Romanowicz, szefowa oddziału "Gazety Pomorskiej" w Świeciu. Rozmawiamy pod menonicką chatą w Chrystkowie. Właśnie aktorzy bydgoskiego Teatru Polskiego skończyli spektakl "Mimesis" na podstawie opowiadania Pawła Huelle. W nadawanym "na żywo" przez radio słuchowisku brało udział siedmiu aktorów.
Nad pradoliną Wisły wschodzi księżyc. Pomenonicka chata z charakterystycznymi podcieniami i trzcinowym dachem błyszczy w ciemności świecami i lampami naftowymi ustawionymi w oknach.
- Krajobraz dna doliny Wisły to regularne pola przedzielone rowami melioracyjnymi. To wszystko stworzyli dawni osadnicy: menonici i olędrzy - podpowiada Jarosław Pająkowski, dyrektor Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego. - Kojarzy się ich z Żuławami z okolic Gdańska, Malborka i Elbląga, ale zdecydowanie więcej zrobili na nizinach wzdłuż Wisły.
Dlaczego Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego zdecydował się właśnie na spektakl poświęcony menonitom? - Dlatego, że mieszkali pod Bydgoszczą, 30 kilometrów od naszego teatru - opowiada. - Byli ważną częścią naszej historii. I zapomnieliśmy o nich. Choć chata menonicka na to nie pozwala. Przypomina ich historię.
Pacyfiści z Niderlandów
Menonici są jednym z odłamów reformacji. Kiedy Marcin Luter potępiał współczesny mu Kościół katolicki, w Niemczech rozpoczęły się wojny chłopskie. Menonici byli zadeklarowanymi pacyfistami.
- Nie uznawali miecza - tłumaczy Maciej Prarat, doktorant Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa UMK w Toruniu. Pisze doktorat z architektury drewnianej. Dwa lata temu, w ramach praktyk studenckich, przeprowadził ze studentami inwentaryzację rysunkowo-pomiarową chaty w Chrystkowie i chaty w Topolinku. Urodził się w Górnej Grupie. Stąd miał już niedaleko do menonitów.
Duża gmina menonicka była w Mątawach, przetrwała nawet do II wojny światowej. Stoi tam kościół menonicki. Taki sam kościół stoi w Małej Nieszawce. Tam też było ich dużo. Nie został po nich ślad w Przechówku, choć zachowała się księga parafialna. Dzięki niej można odtworzyć m.in. koligacje rodzinne wśród menonitów.
Żyli też na terenie Małej Niziny Świeckiej, w Chrystkowie.
Syn wrócił
Strażnikami menonickiej pamięci są Elżbieta i Czesław Kwiatkowski z Chrystkowa. On urodził się w 1946 roku w tej właśnie chacie, do której - z Kieleckiego - trafili jego rodzice. - Mieszkałem tu do 1964 roku - opowiada. - Po szkole wyprowadziłem się na Wybrzeże. Ojciec wszystkim powtarzał: syn wróci. Wróciłem. Jestem już na emeryturze, to oprowadzam z żoną wycieczki.
Czesław: - To była chata zamożnego gospodarza. Świadczy o tym kilka izb, filary podcieniowe.
Elżbieta: - Gościliśmy u nas telewizję z Londynu. Dla dziennikarzy Chanel Travel w stroju menonickim doiłam krowę. Później z garnka glinianego lałam im mleko do kubków.
Poszli w górę rzeki
Maciej Prarat: - Z powodu prześladowań religijnych musieli uciekać z Niderlandów. Doktorant przypomina też, że w XVI wieku Rzeczpospolita była krajem tolerancyjnym. - A jeśli tak, to nie przeszkadzała nam wyznawana przez nich religia. Menonicy to był ruch chłopski, antyintelektualny. Tu przyjechali chłopi, którzy dostali dogodne prawa do osiedlenia się w zamian za użytkowanie ziemi na zasadzie długoterminowej dzierżawy. Zaczęli zasiedlać Żuławy Wiślane - teren między Gdańskiem, Malborkiem a Elblągiem. A później ruszyli - w górę Wisły i doszli aż pod Warszawę. Budowali cały system rowów, kanałów odwadniających i wałów. Wszystko działo się na prawie długoterminowej dzierżawy.
- To była dla nich ziemia obiecana - dodaje dyrektor Pająkowski. - Prawie raj. Żyli w myśl zasady: módl się i pracuj. Ale mieli też duszę artystów, o czym świadczą piękne podcienia i frezy ich domów. Nie ulegli polonizacji.
Krzyże i nagrobki
W co drugiej wsi, na obu brzegach Wisły, znajdują się cmentarze. - Tylko po nazwiskach można wysnuć, czyje są groby, choć i tu nie ma pewności - dzieli się wątpliwościami Maciej Prarat. - Ciężko wyrokować, który grób jest menonicki? Ktoś z holenderskim nazwiskiem mógł przejść, np. na luteranizm? Dość dobrze zachował się cmentarz w Dragaczu. Jest tam bodajże jedyna płyta nagrobna w całym pasie nadwiślańskim, z zachowanym imieniem i nazwiskiem starszego gminy menonickiej. Bo oni nie mieli kaznodziejów, tylko wybierali jednego spośród chłopów do pełnienia tej funkcji.
W kuchni chrystkowskiej chaty stoją dwa menonickie nagrobki i krzyż z 1816. Odzyskano je od złodziei. Przed spektaklem gospodynie kroją tu wiejski chleb, okładają rybą i rozdają widzom. W przyszłości, przy chacie, chcą ochronić w jednym miejscu nagrobki i krzyże.
- Jest dziwna prawidłowość - wtrąca dyrektor Pająkowski - że z cmentarzy, które zostały oczyszczone, znikają najciekawsze nagrobki i krzyże. Mamy pretensje do wschodnich sąsiadów, że nie szanują mogił naszych przodków, ale w tym przypadku nie jesteśmy od nich wiele lepsi.
Strzelaj w powietrze
- Menonici byli uważani za Niemców, Żydów lub inną dziwną sektę - dodaje dyrektor teatru Paweł Łysak. - Bardzo przyczynili się do rozwoju rolnictwa w Polsce. Na Żuławach Wiślanych uczyli prac polowych, nowych technik szczepienia drzewek. Żyli i działali dla nas, dla tej ziemi.
Menonici żyli w dość zamkniętych enklawach. M.in. dlatego później musieli uciekać z nadwiślańskich wsi, bo byli brani za obcych.
W XX wieku byli zwani chłopską szlachtą, bo kupowali w miastach kamienice. U nich zawsze najstarszy syn dziedziczył majątek. Wiązało się to z tym, że przy domach dobudowywane były tzw., izby starców, do których przenosił się rodzic po oddaniu gospodarstwa synowi. Z pokolenia na pokolenie w jednej rodzinie rósł pieniądz.
Jarosław Pająkowski przytacza historię Guntera Franza z Mątaw, którego w czasie II wojny światowej ojciec pożegnał tymi słowami: - Nigdy nie melduj się dobrowolnie, a kiedy będziesz musiał strzelać, to przecież nie musisz trafiać.
Po raz pierwszy z naszych terenów menonici uciekali do carskiej Rosji. Kiedy nie starczało im już pieniędzy na chronienie synów przed pruskim wojskiem, wyjechali w deltę Wołgi i Dniepru. Kiedy i tam kolejny car w trakcie wojen krymskich zaczął szukać rekruta - szukali spokoju w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Meksyku, Brazylii i Paragwaju. Ostatni uciekli stąd w 1945 roku.
Śladami pamięci
Do dziś na te tereny przyjeżdżają menonici z Kanady i USA. Maciej Prarat: - Z dyrektorem Pająkowskim oprowadzaliśmy kilkunastoosobową rodzinę Harms, która przyjechała tu z Kanady i USA. Część z niej była nadal menonitami.
Pojechaliśmy na cmentarz do Tryla. Chcieli tam posiedzieć, pomodlić się w miejscu, w którym pewnie spoczywają ich przodkowie.
Chata wśród pól
Wiele lat temu chata w Chrystkowie przewidziana była do skansenu. Na szczęście udało się zachować ją i chronić w naturalnym miejscu. Chata przeżyła trzy potężne powodzie. Pierwszą w 1828 roku.
Elżbieta i Czesław Kwiatkowscy prowadzą na piętro i pokazują belkę, na której gospodarz napisał, że w 1888 roku była tu powódź. Nie uratował sześciu koni, sześciu krów i trzech prosiąt. W tym roku - po stuletnim użytkowaniu przez menonitów - chatę kupili Niemcy.
- W 1888 roku był zator kry lodowej, woda się spiętrzyła i gospodarz nie zdążył uratować inwentarza - tłumaczy Kwiatkowski. - Następna woda była w 1924 i w 1947. Wał dokończono w 1953 roku, od tego czasu Wisła nas nie zalewa. Zawsze woda była dwa razy do roku: zimową porą i w czerwcu. W czasie powodzi gospodarz mieszkał na piętrze. Obora, z równiami pochyłymi, przystosowana była do wprowadzenia zwierząt na piętro.
Po menonitach w nadwiślańskim krajobrazie pozostały też wierzby. Ich korzenie osuszały teren, pnie chroniły przed krą lodową, a koronami palili w piecach.