Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał słabość do pięknych kobiet, chciał zbyt wysokiego okupu?

Maciej Czerniak [email protected]
Rok 2008. Do sali rozpraw w sądzie w Bydgoszczy policjanci prowadzą Janusza U. i jego wspólnika Roberta H.
Rok 2008. Do sali rozpraw w sądzie w Bydgoszczy policjanci prowadzą Janusza U. i jego wspólnika Roberta H. Tomek czachorowski/Archiwum
Na dworcu w Poznaniu Toni dostaje od gangstera 100 marek i bilet do Berlina. Za dwa dni ma wrócić z Holandii z milionem guldenów w walizce. W zamian porywacze uwolnią jego brata więzionego w Bydgoszczy.

Ta historia, mimo że wydarzyła się prawie 12 lat temu, wciąż nie znalazła finału w postaci wyroków skazujących porywaczy. Ci przebywają w bydgoskim areszcie, częściowo odsiadując swoje inne dawne grzeszki. A domniemany - w opinii prokuratury - mózg całej operacji zeznaje w procesie z wolnej stopy. "Zeznaje" to za dużo powiedziane, bo już całe lata temu zaszył się w Aachen, na zachodzie Niemiec.

Porwanie

Piątek, 28 kwietnia 2000 roku. W deszczowy dzień, kilkanaście minut przed godziną 8 rano, do Bydgoszczy wjeżdża mercedes E 300 na holenderskich rejestracjach.

Przeczytaj także:To najbardziej poszukiwani bandyci w regionie!

Siedzący na miejscu pasażera Peter van O. odbiera telefon od bydgoszczanina Janusza U. Mężczyzna kieruje cudzoziemców do centrum miasta. Na miejsce spotkania wybiera parking przy McDonald’s, tuż obok - wyróżniającego się w owym czasie na tle szarości miasta - centrum handlowego Geant.

Godzina 8. Mercedes parkuje przed sieciową restauracją. Braci Petera i Antoniusa van O. wbrew temu, czego się spodziewali, nie wita jednak U. Zamiast niego z zaparkowanego audi wysiada barczysty mężczyzna. W późniejszym śledztwie wyjdzie na jaw, że był nim Stefan Ch. Tłumaczy przybyszom łamanym niemieckim, że poprowadzi ich dalej, by bez zbędnych przygód trafili do docelowego miejsca spotkania z U.

Miesiąc później podczas policyjnego przesłuchania w bydgoskiej komendzie miejskiej Antonius będzie zeznawał, że pilot podstawiony najpewniej przez U. prowadził ich ulicami: Grunwaldzką, Koronowską, Żnińską, Szczecińską.

Wiadomości z Bydgoszczy

Konwój dwóch aut wjeżdża na podwórze przed białym, niskim domem jednorodzinnym. Stefan wciska przycisk na pilocie, unosi się brama do garażu. Widok, jaki mają przed sobą bracia z Holandii, mrozi im krew w żyłach.

Wysiadać, policja!

Kilku mężczyzn ubranych na czarno, w kominiarkach na głowach mierzy w przybyszów z karabinów maszynowych.

- Policja! - krzyczą zamaskowani. Przerażeni cudzoziemcy, którzy już wysiedli z wozu, obserwują jak sprzed garażu odprowadzany jest ich samochód. Znika zatem auto, a z nim kilka drogocennych gadżetów, takich jak złoty Rolex Antoniusa wart 10 tys. guldenów i zegarek marki Breitling należący do Petera, który kosztował prawie 7 tys. W sumie - jak oszacowano w późniejszym śledztwie - bracia zostali ograbieni na łączną kwotę prawie 150 tys. zł.

To jednak dopiero początek koszmaru. Holendrzy nie wiedzą, że horror potrwa prawie dwa miesiące.

Miss Polski i jej mąż

Czy Antonius i Peter van O. mogli się spodziewać takiego przywitania w Polsce? To pytanie pozostaje na razie bez odpowiedzi. Zeznając śledczym pot wierdzili, że nie przyjechali do kraju nad Wisłą w celach turystycznych. Chodziło, rzecz jasna, o interesy.

Być może taki scenariusz, może jakaś "czerwona lampka" zajarzyła im w głowach już rok wcześniej? Gdy w podbydgoskim Osielsku Antonius pomagał Januszowi U. zakładać plantację marihuany? Po miesiącach, gdy Holendrzy nie spodziewali się już spłaty długu, postanowili sami go odebrać.

Holendrzy najwyraźniej nie mieli pojęcia, że już na początku kwietnia na ich trop wpadło CBŚ. Ruszyło śledztwo, w którym wyszło na jaw, że głównym zarządcą plantacji w Osielsku może być nie kto inny, a Janusz U., bydgoski biznesmen.

O U. stało się głośno już wcześniej, ale z innych względów. Ożenił się z byłą Miss Polski. W latach 1999-2000 rozkręcał już swój biznes. Dodać trzeba - z początku całkiem legalny i bardzo lukratywny. U. kierował firmą odzieżową Ortis Fashion. Spore zyski przynosił mu handel z przedsiębiorcami z Kraju Tulipanów. Nie wiadomo dokładnie, kiedy postanowił zmienić "profil" swojej działalności.

Na jednej z ostatnich rozpraw w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy zeznawał kierowca tira, który przyjmował zlecenia od U. - Płacił mi "koło" (tysiąc złotych - red.) za kurs, więc nie grymasiłem - wyjaśniał przed sądem były kierowca. Opowiadał o jednym wyjątkowym kursie, który zakończył się policyjną kontrolą. - Jeszcze na trasie odebrałem telefon, że mam zahaczyć o pewną miejscowość w Holandii. Tam miałem odebrać sadzonki chryzantem.

Świadek zarzeka się, że nie wiedział, iż miał przywieźć do Polski nie tylko kwiaty; że właśnie pośredniczył w transakcji przekazania 2,5 tysiąca sadzonek konopi indyjskich.

Rosyjska mafia?

Jeszcze jesienią 2000 roku krążyły w Bydgoszczy plotki o tym, że U. został zabity przez swoich holenderskich mocodawców. Po biznesmenie ślad zaginął. Na ławę oskarżonych bydgoskiego sądu trafił dopiero w 2008 roku. Rok wcześniej został deportowany do Polski z Niemiec.

Wyrok zapadł w 2010 roku. Janusz U. i jego holenderski wspólnik Robert H. dostali po 3,5 roku więzienia za produkcję narkotyków w Osielsku. Ich areszty zostały zaliczone na poczet kar. Proces U. - tym razem z biznesmenem w roli domniemanego "machera" współodpowiedzialnego za porwanie Holendrów - wciąż trwa. W toku przesłuchań wychodzą na jaw nowe szczegóły pobytu braci van O. w Bydgoszczy.

Tego samego dnia, gdy cudzoziemcy wpadli w ręce gangsterów, zostali przewiezieni do magazynu firmy Heban 2 w podbydgoskiej Brzozie.

- Założono nam na głowy jakieś poszewki, jakby od poduszek - wyjaśniał śledczym Peter. - Zsunęła mi się z głowy na tyle, że rozpoznałem markę wozu. Jechaliśmy granatowym audi.

W nowym miejscu porwanych przykuto do kaloryfera.

1 maja do Bydgoszczy przyjeżdża dziadek porwanych Toniego i Petera. Tego samego dnia zgłasza w komisariacie Bydgoszcz-Śródmieście zaginięcie wnuków. Rusza śledztwo. Antonius Lourensen zostaje odesłany do Holandii. W drodze powrotnej do domu odbiera telefon od obcego mężczyzny. Ten wyjaśnia mu łamanym niemieckim, że bracia zostali porwani dla okupu przez rosyjską mafię. Porywacze chcą 2 mln guldenów holenderskich. Jeśli ich nie dostaną, porwani zginą.

Plan wziął w łeb

Mijają dwa tygodnie. W tym czasie żądany okup topnieje z dwóch do jednego miliona guldenów. Zapada też decyzja - jeden z porwanych ma przywieźć z Holandii pieniądze.

12 maja Antonius razem z Jackiem W. "Szafirem", zaufanym gangsterem porywaczy wyjeżdżają z Bydgoszczy. Po drodze nocują w motelu na trasie do Poznania. Ich pobyt w tym miejscu potwierdziła później policjantom recepcjonistka. 13 maja na dworcu w stolicy Wielkopolski "Szafir" wręcza Tonie-mu 100 marek i bilet do Berlina. Dalej Holender ma radzić sobie sam.

Tego dnia Antonius wpada w ręce policji. Do odbicia jego brata dochodzi 24 czerwca pod Toruniem. Do aresztu trafiają dwaj wspólnicy porwania.

Na ławie oskarżonych, oprócz Janusza U., zasiada pięciu gangsterów. Najtrudniej było złapać Stefana Ch. Uciekł do Hiszpanii. Został zatrzymany w 2008 roku w Madrycie przy Calle Garcia Gutierrez. A pod koniec sierpnia 2011 roku w Katowicach w ręce policji wpadł poszukiwany listem gończym Robert B.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska