
Zostało dziewięć meczów 27 punktów do zdobycia. Wszystko może się jeszcze zdarzyć - mówi Michał Masny, który wrócił do Bydgoszczy po siedmioletnej przerwie. Już poniedziałek zagra przeciwko Asseco Resovii. Początek meczu w hali Łuczniczka o godz. 20.30.

Jakie zachował pan wspomnienia z poprzedniego pobytu w bydgoskiej drużynie, w latach 2010-13?
Same pozytywne. W ostatnim sezonie graliśmy naprawdę dobrze. Szkoda, że nie udało się wywalczyć żadnego medalu. Pamiętam mecze z Jastrzębskim Węglem o brąz. Dopadły nas wtedy potężne problemy zdrowotne. Stephane Antiga przechodził jelitówkę, Andrzej Wrona był dopiero co po niej.

Jest więc jeszcze niedosyt?
Jakiś pewnie tak, bo zabrakło nam niewiele. Jednak wolę pamiętać te lepsze chwile. Choćby mecz z Jastrzębiem u siebie. W tie treaku był remis 10:10, Michał Dębiec, nasz libero, coś do mnie mówił, a ja nic nie słyszałem, taki tumult robili kibice. Na trybunach było ich wtedy było ponad siedem tysięcy. Ciarki mam do tej pory.

Teraz sytuacja jest inna. Zespół broni się przed spadkiem. Pan wraca do Bydgoszczy. Jakie były kulisy zamiany z Piotrem Lipińskim?
Tak naprawdę to było dla mnie wielkie zaskoczenie. To była decyzja Kryspina Barana, prezesa klubu z Zawiercia. Właściwie postawił mnie przed faktem dokonanym. Jestem takim człowiekiem, że wolę się dogadać i grać. Poza tym Bydgoszcz to moje - można powiedzieć - rodzinne miasto. Tutaj poznałem swoją żonę i tutaj mieszkam. Sytuacja mojego byłego klubu również nie jest mi obojętna. Po rozmowie z prezesem Wojtkiem Jurkiewiczem zdecydowałem się więc podjąć wyzwanie i pomóc w utrzymaniu Plus Ligi dla Bydgoszczy. Jedną rzecz chcę wyjasnić. Winternecie pojawiły się różne nieprawdziwe informacje, że Masny już wcześniej zdecydował, że przyjdzie do Bydgoszczy, bo się pojawił nowy sponsor i jest kasa, że jako kapitan pierwszy opuszcza okręt, bo pojawiły się w Zawierciu jakieś problemy. To jest nieprawda! Powtarzam: taki był pomysł prezesa Barana o zamianie rozgrywających, a ja go zaakceptowałem. Zresztą, wydaliśmy wspólne oświadczenie, które to wszystko tłumaczy.