- Mówi się, że satyryk jest znawcą zawiłych meandrów polskiej duszy...
- Tak bym chciał, ale zastanawiam się, czy polska dusza jeszcze istnieje? Stajemy się coraz bardziej globalni i być może ona straci swoją specyficzność. Chociaż mamy jeszcze tyle sarmatyzmu, że ta polska dusza będzie się w nas tliła.
- Jak owa polsko-sarmacka dusza reaguje na zjadliwe felietony? Dzwoni oburzona, może do kogoś pisze, interweniuje?
- Chyba już skończyły się czasy obrażalstwa i wyniosłości. Kiedyś było tego więcej i brało się z naszych kompleksów. Ludzie, im mniej są pewni siebie, tym gorzej reagują na wszelkie próby satyry i krytyki. Przecież taka jest właśnie funkcja satyry, że nikogo nie możemy głaskać. Może rodacy poczuli się trochę pewniej na swoim miejscu? Oby tak było.
- Czyli pozytywnie, po europejsku coś w nas drgnęło?
- Na pewni nie czujemy się już od macochy. Wcześniej byliśmy ci gorsi. To było dojmujące uczucie. Nawet ci, którzy uważali, że jesteśmy lepsi, tak naprawdę uważali, że dlatego jesteśmy lepsi, bo jesteśmy gorsi.
- Przykłady z natury?
- Byłem kiedyś w Moskwie, po której oprowadzał mnie Polako-Rosjanin. On uważał, że wszystko, co najgorsze jest u nich. Czasami, z grzeczności, próbowałem mówić, że może jednak nie z wszystkim jest u nich tak źle, ale on się po prostu oburzał i krzyczał: Cooo?! U nas jest najgorzej!!! Chciał być najlepszy w tej "gorszości", a ja odbierałem mu tę przewagę... To chyba jest słowiańska, a nie tylko polska przypadłość.
- Pamięta pan dowcipy z PRL-u o Polaku, Rusku i Niemcu? To my byliśmy w nich zawsze ci najcwańsi i najprzebieglejsi.
- To chyba zmienia się w zależności od kraju, w którym dowcipy są opowiadane. W naszej wersji my byliśmy najlepsi, wyprowadzaliśmy w pole pozostałych, ale to było trochę dwuznaczne, cwaniakowate. Chociaż to, w jaki sposób postrzegamy samych siebie, też jest bardzo ciekawe.
- Może w PRL-u, mimo cenzury, satyrykowi było łatwiej, bo publiczność w lot wychwytywała każdy niuans? Dziś zrobiła się wybredna i może mruczeć, że nie chce Ogórka, tylko kogoś innego...
- Może dlatego satyra zrobiła się tak bardzo dosadna? Bo ludzie lubią między oczy? Poza tym jeśli dowcipy opowiada się w Sejmie, to tym bardziej w kabarecie musi być mocno.
- Straszna konkurencja wyrosła kabareciarzom...
- No tak, wyrosła, tylko to wszystko jest takie bez formy. Bo to nie jest kwestia, żeby być śmiesznym, trzeba nadać temu jakąś formę.
- Napisanie kilkuzdaniowego felietonu to niezłe zmaganie z formą?
- Uważam, może zbyt pochlebnie, że jest to jakaś forma twórczości. Nie wystarczy, że coś jest po prostu śmieszne. Musi mieć styl i nad tym pracuję. Krótkość felietonu jest po to, żeby bardzo precyzyjnie dotykał istoty sprawy. Czasem może dotyczyć ona konkretnego incydentu, który pokazuje jednak coś więcej. Cała praca polega na znalezieniu tego, co jest warte opisania i co charakteryzuje nas w tym momencie.
- To musi być pan na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami.
- Przy pisaniu regularnym - co wie pan z własnego doświadczenia - raz coś przychodzi łatwo, a innym razem nie chce wyjść za Chiny Ludowe.
- Ma pan swoje ulubione dusze partyjne lub polityków, w których najchętniej wbija się szpilę satyry?
- Pewnie, że mam takie sympatie, ale staram się być w miarę sprawiedliwy. Nie używam sobie tylko na jednej stronie. Wręcz przeciwnie! Lata temu zauważyłem, że najbardziej się znęcam nad partiami, na które głosuję.
- Trochę to chorobliwe...
- I co poradzić? Po prostu więcej od nich wymagam. Chcę, żeby byli lepsi.
- Jak pan, satyryk, postrzegany jest przez znajomych i przyjaciół? Wszyscy oczekują, że praca przełoży się na życie?
- Jestem pogodnym człowiekiem. Wesoły satyryk, to jeden z najlepszych komplementów, które już kilka razy słyszałem o sobie. Na ogół satyryk jest strasznym ponurakiem.
- Nieśmiało zapytam o mistrza. Wzorował się pan na kimś?
- Kiedyś tak, ale w tym wieku byłoby śmieszne, gdybym powoływał się na mistrzów. W Polsce felieton miał wspaniałe tradycje. Nawet jedna z niedawno wydanych antologii nazywa się "Od Prusa do Ogórka"...
- ...jak się pan czuje jako klasyk?
- Nie, nie, właśnie tak się nie czuję! Czytanie starych felietonów czasami jest bolesne. Felietony Prusa są przegadane... Jego powieści są dalej wspaniale, ale felietony - niebywale rozwlekłe.
- Jak patrzy pan na tę naszą rzeczywistość, to ona skrzeczy bardzo , troszeczkę czy tak musi być?
- Nauczyłem się, że nie można się tak bardzo wszystkim przejmować i fiksować. Nie jestem zwolennikiem stwierdzenia, że u nas to już po prostu takie jaja, że nigdzie na świecie.... Nie, na szczęście tak dzieje się na świecie we wszystkich dziedzinach. Życie jest śmieszniejsze niż wszystkie pomysły, które moglibyśmy wymyślić i płata figle, o których byśmy nigdy nie pomyśleli. Trzeba się z tym pogodzić i nauczyć się tak żyć.
- I jeszcze to docenić?
- Oczywiście. Śmieszność tej rzeczywistości jest również jakąś wartością! Umówmy się, że jak nie możemy być zadowoleni, to chociaż bądźmy rozbawieni. I tego się trzymajmy!