- Niektórzy kandydaci do Sejmu i Senatu rozwieszają się w przesadnych ilościach. Mam tu na myśli tysiące sztuk banerów i plakatów. To są pieniądze wyrzucone w błoto. A są to pieniądze nasze i naszych obywateli - podkreśla Mieczysław Piwowar. Jako liderów w tej dziedzinie wskazuje Krzysztofa Brejzę z PO i Macieja Szotę z PiS-u, kandydatów na posłów. To ich reklamy wyborcze są najbardziej widoczne w Inowrocławiu i okolicach.
- Uważam, że w ten sposób zabierają oni pieniądze innym kandydatom z ich partii na promowanie się - przekonuje. Nie zarzuca im, że złamali prawo. - Taka sytuacja wynika z systemu, który w Polsce funkcjonuje - przyznaje. Komitety rejestrujące tylko jednego kandydata (w wyborach do Senatu) mogą wydać na kampanię około 55 tys. zł. O tym, ile pieniędzy otrzyma kandydat startujący do Sejmu z listy partyjnej decydują komitety. Kwota ta więc może być niższa niż 55 tys. zł albo dużo wyższa.
Co na to wymienieni z nazwiska kandydaci na posłów?
Krzysztof Brejza sprawy poruszonej przez Mieczysława Piwowara nie chce komentować. - Trwa kampania wyborcza. Prowadzę intensywne rozmowy od godzin porannych do późno wieczornych. Organizuję warsztaty prawne, z których korzystają mieszkańcy. Jestem skupiony na spotkaniach z wyborcami - tłumaczy.
Maciej Szota jest dużo bardziej rozmowny. - Kandydaci mają określone limity wydatkowania środków. Są one określone w ustawie i mnożone razy liczbę kandydatów na liście. Ze względu na to, że nie wszyscy kandydaci organizują kampanię, kilka osób może wydać więcej środków. Pochodzę z Inowrocławia i to na nim i powiecie inowrocławskim się skupiłem, dlatego jestem tutaj bardziej widoczny. Poza tym, jeśli ma się za sobą wiele kampanii, to posiada się wiedzę o najtańszych firmach produkujących materiały wyborcze. Dzisiaj ceny banerów i dykt są bardzo niskie, stąd też taka duża ich liczba - komentuje Maciej Szota.
Mieczysław Piwowar na konferencji przedstawił się jako wielki przeciwnik dofinansowania partii politycznych z publicznych pieniędzy oraz zwolennik JOW-ów.
- Gdybyśmy mieli jednomandatowe okręgi wyborcze, w każdym okręgu byłby jeden kandydat z danej partii. Można byłoby wówczas wydać na niego góra 54 tysiące złotych. Te pieniądze nie byłyby marnowane - podkreśla. Zapewnia, że do środy na kampanię wydał 10 tys. zł. Z tego zaledwie 3 tysiące - na banery. Rozwiesił ich około stu.