Pani Anna pochodzi z Brzozowa koło Chełmna. Po drugiej stronie Wisły zamieszkała w 1931 roku, gdy znalazła pracę jako kucharka w jednym z niemieckich majątków. Dwa lata później stanęła przed ołtarzem. Nie było dane jej zbyt długo cieszyć się życiem rodzinnym. W sierpniu 1939 roku mąż został powołany do wojska. Pani Anna była w ciąży z trzecim dzieckiem. Przez całą okupację była zdana tylko na siebie. Jak poradziła sobie w tych trudnych czasach? Pozostanie to zagadką. Z mężem spotkała się dopiero w 1945 roku. Wtedy pan Tadeusz po raz pierwszy zobaczył swoją pięcioletnią córkę Irenę. Zresztą najstarsza Wanda i jej brat Tadeusz także nie mieli okazji zbyt dobrze poznać swojego taty. Po wojnie rodzina Nalazków powiększyła się jeszcze o trzech synów: Zygfryda, Alojzego i Ryszarda. Życie koncentrowało się na pracy i wychowywaniu dzieci. - Mama zawsze bardzo ciężko pracowała, nieustannie była w ruchu - podkreśla córka Irena. - I być może to jest receptą na długowieczność? - dopowiada syn Zygfryd.
Miód dobry na wzrok
Ponieważ pani Anna praktycznie nie słyszy, nie można było z nią porozmawiać o tym, jakie to uczucie doczekać tak sędziwego wieku. Chętnie za to o mamie opowiadały jej dzieci. Które z momentów w życiu jubilatki były najbardziej niezwykłe? - Chyba obchody najpierw 50, a później 65-lecia ślubu - odpowiedzieli zgodnie najbliżsi. - Niewielu jest to dane.
Rok po uroczystości w 1998 r. mąż pani Anny, młodszy o dwa lata, zmarł.
Najstarsza mieszkanka Dro-zdowa uwielbia pepsi i chleb - koniecznie z grubą warstwą masła. Nigdy nie zasiada jednak do posiłku później niż o 18. Potem nic już nie je. Kiedyś uwielbiała miód, który - jak wierzy rodzina - pomógł jej pozbyć się problemów ze wzrokiem. Od 30 lat znowu czyta bez okularów.
Anna Nalazek ma 21 wnucząt, 37 prawnucząt i pięcioro praprawnucząt.
W tym roku setne urodziny ma szansę obchodzić jeszcze troje mieszkańców gminy Świecie.