
Przyznał, że nie od razu wiązał ze sportem swoją przyszłość. Przez pierwsze lata ciężary były dla niego tylko sposobem spędzania czasu wolnego. Na poważnie zajął się nimi, gdy skończył 16 lat. Duża w tym zasługa śp. trenera Ireneusza Chełmowskiego.

A igrzyska w Londynie. Czuł presję przed startem? Wszak tylu faworytów zawiodło. - Byłem wyjątkowo spokojny -opowiadał mistrz. Jak twierdzi: wiedział, że nic nie da się zaplanować wcześniej. Wszystko idzie na żywca. Był na to przygotowany. A co do presji - pół roku przed igrzyskami przestał czytać fora internetowe i artykuły o sobie. Nie przejmował się też statystykami, do których odwoływało się wielu dziennikarzy.
Teraz przed sobą ma dwa cele. Mistrzostwa świata, które odbędą się w Warszawie jesienią 2013 r. - Chciałbym zdobyć tam przynajmniej brązowy medal. W grudniu rozpoczynam przygotowania - informował sportowiec. - Drugie wyzwanie to igrzyska olimpijskie w 2016 r. Wszystkie inne starty będą tylko "po drodze”.
Z uśmiechem zareagował na pytanie o wielkość swego bicepsu. Ciekawiło to jedną z młodych fanek. - Nie jestem kulturystą. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Istotna jest tylko siła - odparł.
A zarobki? Da się z podnoszenia ciężarów wyżyć? Ciekawi to młodych, którzy myślą o sportowej karierze. - Da się - padła odpowiedź. Adrian Zieliński zawiesił na chwilę głos.

- Wszyscy pytają mnie: ile zarabiam. A dla mnie kozakiem nie jest ten, co ma pieniądze, ale ten, co zarabiając 1000 zł potrafi wyżyć do końca miesiąca. Albo osoba, która za 2 tysiące złotych potrafi utrzymać kilkuosobową rodzinę i jeszcze wyprawić tak święta Bożego Narodzenia, że bogaci zazdroszczą
Sala odpowiedziała oklaskami. Podobnie kcynianie zareagowali, gdy Adrian mówił o posiłkach w mroteckim ośrodku przygotowań olimpijskim. - Są dobre? - Tylko tam trenuję - informował. - Stołuję się w domu. Moje obiady w ośrodku przekazuję dzieciom z biednych rodzin, by zjadły w ciągu dnia coś ciepłego...