Parking przy placu św. Katarzyny, wtorek, godz. 17.30: - Umyć panu samochód? - na oko dwunastoletni blondyn zagaduje kierowcę, który wraca ze Starówki z zakupami. - Nie trzeba, właśnie zrobili to twoi koledzy - wyjaśnia mężczyzna. - Ale może nie umyli dokładanie. Sprawdzę... O, widzi pan, są zacieki na szybie. Poprawię...
Gdy młody przedsiębiorca, wyposażony w kilka szmatek, myjkę z gąbką i płyn do szyb, odchodzi z kwitkiem, mruczy jeszcze do kolegi: - Szkoda, że nie przyszliśmy dziś wcześniej...
Faktycznie, chłopakom przeszła koło nosa okazja, by zarobić kilkanaście złotych. - Czasem zgadzam się, by umyli mi szyby albo nawet całe auto - wyjaśnia pan Paweł. - Zazwyczaj żałuję, bo później szyby są tylko bardziej pomazane. Ale są też ekipy, które robią to całkiem solidnie. Wtedy grosza nie żałuję i daję im tyle, ile bym zapłacił za myjnię.
Sztywnych stawek nie ma. Młodzi pomywacze kasują, co łaska. - Jeden da złotówę, inny dwie dychy. Różnie jest. Są też tacy, co po robocie mówią, że wcale nie chcieli, żebyśmy myli i nie płacą wcale. Ale w dobrym dniu, po kilku autach można iść do domu - wyjaśnia Radek.
Zbierają na słodycze, fajny ciuch, a nawet na wakacyjny wyjazd. - W zeszłym roku uzbierałem tyle, że starczyło na wyjazd w Sudety - mówi Arek. - Brat dołożył sobie do roweru.
Co na to rodzice? Nastoletni chłopcy przekonują, że przychodzą na parking z własnej woli. Choć przyznają, że czasem zarobione przez nich pieniądze bezpośrednio wspomagają domowy budżet.
Teoretycznie, praca osób poniżej 16 roku życia, o ile nie zatrudnia ich instytucja kulturalna, artystyczna, sportowa lub reklamowa, jest zakazana. Mycie aut przez nastolatków nie interesuje urzędników. - To sprawa rodziców, bo my możemy jedynie sprawdzić prawidłowość zawartej umowy, a w tym przypadku o jakiej umowie mówimy? Między myjącym a kierowcą? - zastanawia się Beata Gołębiewska, rzeczniczka Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy.
Sprawa jest też czysta z punktu widzenia policji. - O ile młodzi ludzie nie stwarzają zagrożenia w ruchu drogowym, nie mamy podstaw do interwencji - wyjaśnia Wioletta Dąbrowska, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Toruniu. - Nie mieliśmy sygnałów, że te dzieci są zmuszane do zarobkowania. Nie było też zgłoszeń o uszkodzeniu przez nich samochodów. Taka działalność nie ma również znamion żebractwa. Wszystko opiera się na zasadzie dobrowolności.
Wątpliwości ma jednak Anna Gerlach, pedagog i kierowniczka świetlicy środowiskowej "Dzieciom Starówki". - Wolałabym, żeby młodzi ludzi spędzali czas w inny sposób. Nie wiem, czy ktoś im każe to robić, czy zbierają na własne potrzeby, ale parkingi czy skrzyżowania na pewno nie są dobrym miejscem dla dziecka - mówi.
Szefowa świetlicy przyznaje, że nie widziała nigdy swoich podopiecznych myjących cudze auta czy oferujących "popilnowanie" samochodu, ale nie podoba jej się, gdy po godz. 22 krążą między ogródkami i barami, oferując pocztówki czy kwiaty niewiadomego pochodzenia. - Trzeba tłumaczyć rodzicom, że nie powinni na to pozwalać - dodaje Gerlach.
Zdania mieszkańców na temat pracy młodych ludzi są podzielone. Jedni chwalą ich za przedsiębiorczość, wygadanie i przebojowość. Innym nie podoba się ich natarczywość. - Kilka dni temu nastoletni chłopiec w kawiarni zaproponował, że za kilka złotych narysuje mój portret lub karykaturę. Odmówiłam, podobnie jak pozostali goście lokalu - relacjonuje pani Edyta. - Wyraźnie rozczarowany artysta wychodząc uderzał nerwowo o blaty stołów, złorzecząc przy tym pod nosem. Poczuliśmy się nieswojo. Co takiemu przyjdzie do głowy, gdy przez kilka dni albo tygodni nic nie zarobi?
(imiona chłopców zmieniliśmy na ich życzenia)