Ale wszystko wskazuje na to, że będzie to tylko pokój z wnęką (dla opozycji). Bitwa o Trybunał Konstytucyjny tylko pozornie wydaje się walką o prawo i sprawiedliwość. Istota awantury wcale nie polega na nielegalnym wyborze dwóch sędziów w czerwcu przez posłów PO.
W środową noc posłowie PiS bili się fałszywie w piersi, że chcą tylko naprawić prawny bubel autorstwa PO. Otóż nie, chodzi o ubezwłasnowolnienie Trybunału i stworzenie instytucji do przyklepywania ustaw PiS. Przesadzam? To proszę posłuchać fragmentu wywiadu, jakiego udzielił prezes Kaczyński „Rzeczpospolitej” w 2013 roku - cytuję: „Uważam, że pozycja Trybunału musi się zmienić. Nie może być tak, że decyzja przyjęta w demokratyczny sposób przez parlament może być uchylona zwykłą większością przez pięcioosobowy skład TK. Wówczas jeden sędzia decyduje o tym, czy decyzja organu wybranego przez miliony obywateli trafi do kosza. Tak być nie może” - koniec cytatu.
Zatem w środę w Sejmie Jarosław Kaczyński zrealizował swój plan sprzed lat. Bo cóż to za instytucja, mieniąca się strażnikiem konstytucji, która kwestionuje poglądy wielkiego polityka, wielkiego stratega i wielkiego człowieka? Ale prezes popełnił duży błąd - zamiast finezyjnie rozegrać partię z Trybunałem użył wielkiego młota kowalskiego. Dziś nie ośmielam się przewidzieć, komu na nogę spadnie ów młot, natomiast straciłem cały szacunek do prezydenta za nocne zaprzysiężenie sędziów, w tym... członków PiS. To było ukartowane i nieprzyzwoite.
Rząd Jarosława Kaczyńskiego jest pierwszym od 1990 roku, któremu udało się po kilkunastu dniach wyprowadzić Polaków na ulice. To spore osiągnięcie skoro przed nami cztery lata (bez dwóch tygodni) budowy „wielkiego planu dla Polski” autorstwa prezesa PiS.
Marszałek Sejmu: Wyłonienie 5 sędziów TK przez Sejm jest ważne, wideo: TVN24/x-news