- Nie wiem, co będzie za minutę czy pięć. Człowiek musi wierzyć, że będzie dobrze.
Matka musi wierzyć.
Trudny spacer
Dziewczynka od małego zawsze była zajęta i bardzo aktywna. Organizowała akcje pomocy dla psiaków. Piątkowa uczennica. Bardzo oczytana, rozwinięta ponad swój wiek. Nigdy się nie nudziła. Pisała sztuki teatralne, reżyserowała je w szkole.
14-letnia Asia przed Wielkanocą 2003 roku dwa-trzy razy wymiotowała na czczo. Lekarz rodzinny zlecił standardowe badania.
Ośrodek zdrowia wezwał Zwiercanów: wyniki były jednoznaczne. Pojechali potwierdzić je w gdańskiej hematologii. Odmiana białaczki w najgorszej formie. Jedyny ratunek to przeszczep szpiku kostnego. I wyrok: w sumie - dziesięć tygodni życia.
Zlecenie wysłano do Pol-Trans-Plantu na poszukiwanie dawcy szpiku. Bo niby na każdego chorego przysługuje 20 tys. zł, ale ojciec sam znalazł prywatną firmę. Podpisali oświadczenie, że pokryją wszystkie koszty związane z poszukiwaniem dawcy.
Po dwudziestu tygodniach Pol-Trans-Plant odpisał, że Asia nie dostanie pieniędzy, ponieważ "środki na szukanie doboru dawcy wyczerpały się";. Gdyby nie poszukiwania taty - byłoby po dziecku.
Tyle tragedii
Magdalena Zwiercan mówi, że córka żyje dzięki uporowi męża. Gdyby nie wybłagał pieniędzy na leki - Asi by nie było. W 2003 roku przed świętami dziewczyna trafiła do programu "Pod napięciem" w TVN. Dostali pieniądze na leki przeciwgrzybiczne. W listopadzie ub.r., gdy pogorszył się jej stan, Roman Zwiercan zadzwonił do TVN z pytaniem czy pomogą. Zbierali na Azję.
- Człowiek zachowuje się jak żebrak. Wiem, że jest tyle tragedii. To prawda, jesteśmy biednym krajem. Jeśli jednak Asia nie dostawałaby tych horrendalnie drogich leków, to po prostu by umarła. Nie ma innej drogi - mówi matka. - Założyliśmy w Kościerzynie Kaszubską Fundację Podaruj Dzieciom Nowe Życie. Mąż na to wpadł, bo z tymi fundacjami różnie bywa. Mieliśmy kłopot z jedną z gdańskich, gdzie na początku zbierane były dla Asieńki pieniądze, a później nie chcieli ich nam wypłacić! Przez dwa miesiące wydaliśmy wtedy w Gdańsku prawie 10 tys. zł. A w fundacji powiedzieli, że nam tego nie zwrócą, bo faktury powinny być wystawiane na nich i płacone przelewem. Pytam, kto da mi lek w aptece na fundację i płatne przelewem, jak mnie nie zna?! Mąż nawet do prokuratury to zgłosił! Uzbierane 50 tysięcy poszło jednak na leki.
Ostra białaczka
W jej chorobie liczba komórek nowotworowych wynosi do dwudziestu procent. W dziesiątym tygodniu miała badania kontrolne. Wykazały 50 proc. komórek nowotworowych! Lekarze zdiagnozowali ostrą białaczkę szpikową. Dostała pierwszą chemię. Nie zadziałała. Liczba komórek wzrosła do 80 procent!
Dwa tygodnie przed wyjazdem Asi z gdańskiego szpitala do Wrołcławia zrobili jej tomografię komputerową płuc. Znaleźli plamkę wielkości monety. Spowodował ją grzyb, który znajduje się w powietrzu. Bezpieczny dla zdrowych, a dzieci bez odporności zabija w ciągu tygodnia. Dostała lek przeciwgrzybiczny, za który rodzice musieli sami płacić.
Na świecie było pięciu potencjalnych dawców dla Asi. Troje Niemców i dwoje Amerykanów. Okazało się, że do przeszczepu nadaje się tylko jedna 23-letnia Niemka (zgodność 10 na 10). - Wiedzieliśmy, że ona jest uchwytna do 31 października, a później wyjeżdża na pół roku - opowiada mama. Zaczął się wyścig z czasem. Dostała nowy lek - trzy ampułki kosztowały 25 tysięcy złotych. Zadziałał! Komórki rakowe zostały zniszczone. Niestety, nie do końca.
Drugie narodziny
Przeszczep przespała w nocy. Był przy niej tata. Powiedział do żony: - Byłaś przy jej pierwszych narodzinach, a ja przy drugich.
Później okres czekania, żeby dziecko "odbiło szpikiem dawcy. Asia zaczęła "odbijać w ósmej dobie. W trzynastej - szpik już pracował.
Pierwszy pięciominutowy spacerek. Z takimi dziećmi - bez odporności - jest gorzej niż z niemowlakami, bo małe mają odporność matki. Pod koniec stycznia zaczęła gorączkować. Nastąpił nawrót choroby. Najpierw pokazała się jedna komórka nowotworowa, dzień później było ich już 12 proc. Dostała resztkę szpiku dawczyni. Po tygodniu - aż 33 proc. komórek rakowych!
Usłyszeli, że jedynym promykiem jest podanie tego bardzo drogiego leku. Zadziałał. Wyniki zaczęły "odbijać. Do dziś ze szpikiem jest wszystko dobrze.
MOŻNA POMÓC
MOŻNA POMÓC
Przy wsparciu Fundacji TVN "Nie jesteś sam" rodzice wydali już na leczenie Asi ponad 500 tys. zł. Brakuje jeszcze ok. 300 tys. TP SA uruchomiła specjalną linię charytatywną - numer 0 300 500 110. Koszt połączenia 3 zł + VAT. Dzwonić można jedynie z telefonów stacjonarnych Telekomunikacji Polskiej. Linia czynna jest do 21 lutego 2005 r.
Wpłaty można kierować:
Kaszubska Fundacja "Podaruj Dzieciom Nowe Życie"
PKO BP S.A. O/Kościerzyna, ul. Dworcowa 3, 83-400 Kościerzyna
PL 48 1020 1879 0000 0802 0002 2939 z dopiskiem "dla Asi".
Siedem tysięcy dziennie
Przed Wielkanocą 2004 roku przyjechali z Wrocławia do Kościerzyny. Znowu badania kontrolne. W czerwcu w ciągu trzech tygodni tak popsuł jej się wzrok, że miała mieć zabieg usuwania zaćmy z obu oczu. Doszła cukrzyca polekowa. Później choroby wątroby i jelit. Zaczęła dostawać nowe leki.
Na początku listopada tomografia komputerowa płuc wykazała grzybicze zapalenie płuc. Dzień później Asia przestała zupełnie widzieć na jedno oko. Znowu kolejne leki. Jedna ampułka - 700 złotych. Kupowali sami. Lekarze podejrzewali, że został zaatakowany układ centralny. - Po rezonansie mieli już pewność, że został zaatakowany mózg dziewczynki - głos matki drży.
Leki przeciwgrzybiczne ściągnęli z Wiednia i od dystrybutora krajowego. Lekarze dołożyli kolejny lek, ponieważ nie było lepiej. Jedna ampułka - 2100 zł. Dziennie siedem tysięcy złotych tylko na leki przeciwgrzybiczne. A od czasu choroby oczu doszły nierefundowane krople. - Nikogo nie obchodzi, że bez nich Asia zupełnie oślepnie! - denerwuje się matka.
Od listopada dziewczynka tylko leży w łóżku. Dostała drgawek padaczkowych. Sama nie ma siły usiąść. Ciało jest tak wyniszczone, że we wszystkim trzeba jej pomagać. Wszyscy są pełni podziwu dla jej hartu.
Wierzą, że będzie lepiej
Tata Asi pisze wszędzie. W każdej wolnej chwili prosi o pieniądze. A tak mało ludzi się odzywa.
Magda Zwiercan: - Niedawno były zbierane pieniądze na Azję. Szczytny cel, ale zastanówmy się. Gwiazdy dały koncert, bo były pokazane na całą Polskę. A ile myśmy maili pisali, pytaliśmy czy mogą zrobić dla Asi jakiś koncert w Kościerzynie. Ale tutaj można ich tylko pokazać w telewizji kablowej. Na to nie mają czasu, terminy zajęte. Zdarzają się ludzie dobrego serca. Najlepsza jest linia SMS-owa, ale jak prosiliśmy o nią w telewizji, to odmówili.
- Ciągle wysyłamy maile z prośbą i pomoc. Niektórzy piszą, że to spamy, a ja wyjaśniam, iż ratowanie życia nie jest spamem. Ciężko, ale wierzymy, że będzie dobrze - powtarza matka.
Są chwile, kiedy Asia ma już wszystkiego dosyć. Najgorsza jest dla niej bezsilność. Bo zawsze była taka samodzielna. Teraz nie może nawet usiąść przy komputerze. Na sali nie wolno mieć komórek, ale czasami mama podaje jej telefon, żeby zadzwoniła do rodzeństwa czy babci. Nawet minuty nie rozmawia i już jest zmęczona.
- Córciu wierzę, że jest ci ciężko, ale jeszcze trochę i będzie coraz lepiej - powtarza matka.
Wyleczenie grzybicy to jedno, ale jeżeli są ropnie, to trzeba je usunąć operacyjnie. - Jak doktor mówi, że Asi jest trzy procent lepiej, to bardzo nas to cieszy. Asiek walczy, my razem z nią. Musimy być silni dla niej. Człowiekowi się serce kroi, jak ona zaczyna płakać. Mówi: ty wiesz mamusiu, ja tak czasami mam. Podpieramy się z mężem nawzajem. Napatrzyliśmy się na tyle tragedii - mówi Magda Zwiercan.
Asia nie wie, że niektóre dzieci z tego oddziału już odeszły. Litwin Giedrus, którego poznała we Wrocławiu. Rozmawiała z nim po angielsku. W listopadzie, gdy było tak ciężko, było czekanie: Giedrus - Asia, Giedrus - Asia. Odszedł Giedrus. A przecież to mogła być Asia...
Matka: - Mąż czasami żałuje, że ją okłamujemy, ale myślimy, że troszeczkę za wcześnie na takie wiadomości. O niektórych dzieciach wie. Dostaje maile: "Smutno, bo nie ma już Żanetki.
***
Więcej informacji na temat Asi na jej stronie internetowej:
www.asia.bim.net.pl