Można ukraść koncert? Okazuje się, że tak. Choć XVII Festiwal Młodych Organistów i Wokalistów w Bydgoszczy odbywał się w maju 2013 roku, studenci i wykładowcy bydgoskiej Akademii Muzycznej tego numeru, nazywanego tam wprost "chamską kradzieżą", nie zapomnieli, bo też do dziś nie doczekali się nawet słowa: przepraszam.
- Koncert kameralny muzyki barokowej przygotowywałam z koleżankami - wspomina Karolina Polok, studentka III roku, klawesynistka. - Chciałyśmy się "ograć" przed egzaminami.
Czytaj również: Występ braci Golec w Bydgoszczy się nie odbył. - Miesiąc czekaliśmy na zaliczkę i jej nie dostaliśmy - mówi ich menedżer
Śmieszne propozycje
Pastor kościoła ewangelicko-augsburskiego przy ul. Warszawskiej w Bydgoszczy wynajął im świątynię na 26 maja. Studentki wydrukowały plakaty, zaprosiły znajomych.
- Nagle okazało się, że Stefan Pastuszewski z Towarzystwa Inicjatyw Kulturalnych planuje tam jedną z imprez swego festiwalu - dodaje studentka. - Pastor przekazał mu mój numer telefonu. Pan Pastuszewski miał zadzwonić...
Jednak telefon studentki milczał, a ona znalazła na mieście plakaty Festiwalu Młodych Organistów i Wokalistów. Wynikało z niego, że 26 maja miał się on zakończyć właśnie w kościele ewangelickim... koncertem klawesynowym.
- To my? To nasz koncert?! - pytali zaskoczeni studenci. Wraz z nauczycielem gry na skrzypcach, Marcinem Tarnawskim, udali się do siedziby Towarzystwa Inicjatyw Kulturalnych przy Dworcowej.
- Pan Pastuszewski sugerował, że o niczym nie wie, a plakatów... nie zna, ale skoro już są wydrukowane, to może moglibyśmy się dogadać - wspomina Marcin Tarnawski. - Zaproponowałem skromne wynagrodzenie po 200 zł dla każdego z wykonawców. On podał stawkę niższą, wręcz śmieszną i obrażającą muzyków. Ustaliliśmy więc, że studencki koncert z plakatów festiwalowych musi zniknąć.
Tak się jednak nie stało. Dlatego tuż przed koncertem doszło do sytuacji niezwykłej - Marcin Tarnawski poinformował widownię, że występ, wbrew temu, co widnieje na plakatach, nie jest czwartym, ostatnim koncertem festiwalu. Wielu melomanów po występie pytało: o co tu chodzi?
Niech grają za darmo
Do dziś na to pytanie nie potrafi jasno odpowiedzieć Stefan Pastuszewski. Umywa wręcz ręce. - Ja jestem tylko szarym członkiem Towarzystwa Inicjatyw Kulturalnych - podkreśla. - Ja tylko pomagałem. Gdy z pracy przy imprezie wycofał się dyrektor artystyczny poszukaliśmy biura koncertowego do zorganizowania imprezy. Ono zna wszystkie szczegóły.
Chodzi o Biuro Koncertowe Herold. Jego właściciel, Józef Herold, stawia sprawę jasno: - Nie mam nic wspólnego z koncertem klawesynowym. Znam ten plakat, ale z nim też nie mam nic wspólnego. Widzi pan na nim gdziekolwiek logo mojej firmy?
Fakt, na spornym plakacie jako organizator widnieje tylko Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych. To ono też występowało do Urzędu Miasta o pieniądze na tę imprezę. Chciało ponad 31 tysięcy. Dostało 20.
- Bardzo jestem ciekaw, ile z tego przypadło artystom? - pyta Rafał Gumiela, nauczyciel akademicki, organista i były dyrektor artystyczny festiwalu. - Rok wcześniej, w 2012, TIK otrzymało z miasta też 20 tys. Z tego zaledwie 7 tys. przypadło na honoraria artystów. Na co poszło pozostałe 13? Nigdy nie udało mi się dowiedzieć. Dlatego nie byłem specjalnie zaskoczony, gdy usłyszałem o tym, co spotkało naszych studentów. Najlepiej przecież, by artyści występowali za darmo...
Czy tak się robi interesy na kulturze? Bydgoski Urząd Miasta, wydający społeczne pieniądze na ten festiwal, nawet nie słyszał o smutnej przygodzie studentów. Mało tego, nie wie, ile dostali artyści grający trzy rozliczone koncerty. Ludziom "robiącym" w kulturze miasto powinno uważniej patrzeć na ręce.
Czytaj e-wydanie »