Na gorąco

     Jeszcze niedawno starałem się sobie tłumaczyć, że terroryzm to broń najbiedniejszych i najbardziej uciśnionych. Usiłowałem zrozumieć Palestyńczyków, Irlandczyków, Basków, Irakijczyków, Czeczenów, Kurdów... Jednak nie tędy droga. Takie myślenie to przyzwolenie na krwawe perpetuum mobile: zamach - odwet - zamach - odwet. Tym bardziej, że współczesny terror zyskał najgroźniejszego sojusznika: fanatyzm religijny.
     Wczorajsza rzeź w Biesłanie pokazuje, że przed światem XXI wieku stoi największe wyzwanie - unicestwienie terroryzmu pod każdą postacią. Nie może być żadnego usprawiedliwienia - politycznego, religijnego, ideologicznego - dla morderców niewinnych cywili. Komando Czeczenów w Biesłanie to po prostu banda morderców, czego nie chcieli dostrzec wczoraj niektórzy polscy komentatorzy oceniający na żywo ten dramat. Opinie warszawskich znawców "problematyki wschodniej" były tak tendencyjnie antyrosyjskie, że budziły już nawet nie politowanie, lecz wściekłość. Dorabianie ideologicznej gęby do tak niesłychanego aktu bestialstwa przyprawia o zawrót głowy.
     Tak, to prawda, że zjawiska terroryzmu nie da się oddzielić od polityki. To prawda, że Rosjanie, tak zresztą jak i Amerykanie, popełniają ogromne błędy polityczne.
     Jednak mordowanie dzieci z okrzykiem "wolność dla Czeczenii!" na ustach, nadal pozostaje bestialską rzezią.