Na gorąco

     Obaj adwokaci ze sprawy FOZZ-u, którym strasznie nie chce się przychodzić do sądu, nie są sami w swej niechęci. Dołączył do nich mecenas, eurodeputowany z łaski i pomyłki wyborców Marek Czarnecki, też członek Samoobrony, kiedyś wojewoda, prezes, wiceprezes i w ogóle.
     Czarnecki broni w Pile koleżanki swojej, posłanki Beger, oskarżonej o fałszowanie list wyborczych, czyli że sprawa jest poważna. Co z tego, skoro znowu się nie odbyła, bo adwokat pojechał do Strasburga robić Polsce dobrze i Piła mu nie pasowała, chociaż - jak powiedział sędzia - znał dobrze rozkład sądowej jazdy; był powiadomiony o terminach rozpraw. Co więcej: zalatany adwokat zażądał od sądu wykluczenia prowadzącego sprawę, bo ten "nie potrafi ustalić terminów rozpraw, które nie kolidowałyby z moimi obowiązkami w Parlamencie Europejskim" (ciekawe czy przewodniczącego PE skarcił za organizowanie pracy Parlamentu bez zapoznania się z wokandą sądu w Pile?).
     Marek Czarnecki sobie nie radzi, to oczywiste. Za dużo wziął na siebie, więc z czegoś powinien zrezygnować. Wybór tym łatwiejszy, że cokolwiek sobie odpuści, straty nie będzie. Ani Polska w Strasburgu, ani Beger w Pile pożytku z niego nie mają. Ale tak jest, że jak człowiek chwyta się wszystkiego, to wszystko mu wychodzi byle jak.
     **