Szpital im. Biziela, godzina 11, poczekalnia zespołu poradni szpitalnych - niemal wszystkie miejsca zajęte przez pacjentów. Jedni nerwowo obserwują drzwi od gabinetu lekarskiego, co chwilę zerkając na zegarek. Pozostali spokojni, a raczej zrezygnowani, wpatrują się w podłogę. - Na wizytę zapisała mnie żona - opowiada mężczyzna siedzący przed gabinetem poradni ortopedycznej. - Jakieś pięć miesięcy temu - dodaje.
Pół roku na poradę neurologa czekała Łucja Jetkowska z okolic Bydgoszczy. - I nareszcie się doczekałam - mówi kobieta. - Bo to różnie bywa. Przecież czasami dzwonią ze szpitala dwa dni przed wizytą i informują, że trzeba będzie przełożyć termin o kolejne trzy miesiące. Albo i dłużej.
Niestety, tak długi czas oczekiwania stanowi bolączkę również innych bydgoskich lecznic. W tym roku na wizytę u kardiologa nie mają już co liczyć chorzy, którzy zarejestrują się do poradni szpitala im. Jurasza. - Zapisujemy dopiero na pierwszy kwartał przyszłego roku - wyjaśnia Kamila Wiecińska, rzecznik prasowy szpitali uniwersyteckich w Bydgoszczy.
Podobnie jest z poradnią neurologiczną. Termin najbliższej wizyty wyznaczony zostanie dopiero w styczniu. W przyszłym roku z porady neurologa skorzystać będą mogli również pacjenci, którzy zapiszą się do Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego.
- Gdyby Narodowy Fundusz Zdrowia zaoferował wyższe kontrakty, moglibyśmy udzielać świadczeń medycznych większej liczbie pacjentów - wyjaśnia Kamila Wiecińska. - Niestety, obecna umowa nie pozwala nam na to. Musimy przestrzegać narzuconych limitów.
Tymczasem NFZ rozkłada bezradnie ręce, tłumacząc się brakiem pieniędzy. Co więcej, jak wskazuje Barbara Nawrocka, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiego oddziału funduszu, o czasie przyjęcia pacjenta decyduje lekarz. - W pilnych przypadkach pomoc udzielana jest natychmiastowo - podkreśla rzecznik. - A jeżeli chory trafia do kolejki, to znaczy, że może czekać - kwituje.
Czytaj e-wydanie »