
(fot. infografika Radosław Fonferek)
Ostatnio dużo w mediach mówi się o chorobach pszczół. Roje zostały zdziesiątkowane. Pesymiści twierdzą, że miód w tym roku będzie towarem deficytowym, a jego cena bardzo wzrośnie. Ze spadkiem liczebności pszczelich rojów wiązać się ma rzekomy nieurodzaj w sadach i na polach, więc scenariusz znowu ten sam (jak rok temu, gdy straszono nas przymrozkami) - coraz droższa żywność.
Miodu wystarczy
- Pszczół jest rzeczywiście mniej - twierdzi Mieczysław Misiaszek, prezes chełmińskiego koła Polskiego Związku Pszczelarskiego. - Spadek ich liczebności średnio o trzydzieści procent spowodowały m.in. waroza, w zasadzie uodpornienie pasożytów na lek do zwalczania tej choroby, infekcje wirusowe i trudne warunki pogodowe. Miodu może być mniej, ale nie sądzę, by jego cena wzrosła więcej niż o dziesięć procent. Przecież muszą ją zaakceptować konsumenci.
Misiaszek przyznaje, że mniejsza liczebność pszczelich rojów może się też odbić na wysokości plonów. Ale bez przesady.
Klęski nie będzie
- W sadach jabłoniowych zanosiło się w tym roku na klęskę urodzaju - mówi Wojciech Klimkiewicz, sadownik z Wtelna (gm. Koronowo). - Sadownicy zaopatrzyli się nawet w preparaty, które pomagają zrzucić niektóre zawiązki owoców. W tym roku nie będą potrzebne, bo pszczoły zapylą mniej kwiatów na drzewach.
Klimkiewicz nie widzi powodów, dla których ceny jabłek miałyby pójść w górę. Za to jest pewien, że marże handlowe będą ciągle rosły. - Kiedyś wynosiły one maksymalnie dwadzieścia procent - dodaje sadownik. - Dziś 50-procentowe nikogo już nie dziwią.
Coraz częściej świeże owoce czy warzywa (ziemniaki, jabłka, marchew, cebula) osiągają w sklepie cenę nawet dwukrotnie wyższą niż u rolnika. Przykład? Po ubiegłorocznych przymrozkach, konsumentów straszono, że owoców będzie bardzo mało, a ceny znacznie wzrosną. Sprawdziła się druga część prognozy. Choć u sadowników jabłka podrożały nieznacznie, w wielu sklepach kosztują one słono.
Spekulanci w zbożu
Ministerstwo rolnictwa podaje, że w przypadku podstawowych artykułów żywnościowych udział kosztów surowców rolnych w cenach detalicznych żywności (np. chleba) wynosi zaledwie 10-15 procent. Coraz większy wpływ na ceny jedzenia ma rynek spekulacyjny. Wielu inwestorów giełdowych wycofało się z rynku nieruchomości i lokuje kapitał w ziarnie. - Spekulowanie zbożem powoduje, że ceny często się zmieniają i trudno je przewidzieć - mówi Zbigniew Czarny z Młynów Michalczyka w Szczepankach (gm. Łasin).
Bruksela wzywa
Parlament Europejski przyjął niedawno rezolucję w sprawie rosnących cen żywności i spekulantom pogroził palcem. Wezwał do "propagowania sprawiedliwego handlu międzynarodowego", podkreślił "fundamentalny charakter prawa do pożywienia" i poprosił o "przeanalizowanie wpływu spekulacji na ceny żywności". - To polityka - podsumowuje Zbigniew Czarny. - Na giełdzie nie ma sentymentu. Tam rządzi niewidzialna siła rynku.
Ostatnio ceny zbóż spadają i żadna w tym zasługa PE. Na rynku (także polskim) ziarna jest więcej i w porównaniu z początkiem kwietnia tego roku, tona pszenicy konsumpcyjnej kosztuje o 80-100 złotych mniej. O 5-7 proc. potaniała mąka chlebowa. Cieszą z tego piekarze. Konsumenci nie mają z czego, bo chleb tańszy raczej nie będzie. Rosną koszty pracy, energii, transportu i - jak zwykle - marże handlowe.