Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nad rzekami Babilonu

Jan Raszeja [email protected]
Jan Raszeja
Ledwie zobaczyłem ten kraj. Ledwie otarłem się o tę wojnę

     Lotnisko
     
International Airport Baghdad byłby jak wymarły, gdyby nie ciężkie wojskowe transportowce kołujące po kilometrach betonowych pasów, helikoptery wzbijające się sprzed budynku portu lotniczego.
     Jeszcze przed kilka tygodniami odlatywały stąd beningi do Jordanii, jeszcze były ślady dawnego, niewojennego życia. A potem zamknięto lotnisko, bo próba dotarcia na nie z miasta graniczy z samobójstwem. I już trwała bitwa o nieodległą Faludżę.
     Bieg
     
Amerykanin w oliwkowym lotniczym hełmie nie krzyczy, bo i tak ryk helikopterowych silników zagłusza każdy inny dźwięk. Wskazuje więc Black Hawka, biegniemy schyleni pod ciężarem kilkunastokilogamowch kamizelek kuloodpornych, pot spływa spod łaciatego hełmu, zalewa oczy, kłusujemy objuczeni jak wielbłądy bagażami, których z Polski zabraliśmy za dużo, wpełzamy z tym majdanem do śmigłowca, a on już idzie w górę, bye, bye Bagdad, tyle cię widzieliśmy.
     Lot
     
Tutaj trzeba latać nisko i szybko, żeby któryś z posiadaczy rosyjskiej Strieły, samonaprowadzającej się rakiety przeciwlotniczej, nie zauważył maszyny za wcześnie, nie miał czasu odbezpieczyć swojej zabawki, złożyć się do strzału, wycelować, odpalić. Więc prawie szorujemy brzuchem po wierzchołkach palm, co jakiś czas wzbijamy gwałtownie w górę nad linią wysokiego napięcia, potem jak kamień spadamy w dół; zupełnie jak w wesołym miasteczku, a nikomu nie do śmiechu.
     Dzieci
     
W dole sielsko-anielsko: jakaś wioseczka, walące się gliniane chałupki, dzieciaki machają rączkami w nasza stronę, jakie miłe szkraby.
     A one tylko rzucają kamieniami.
     Droga
     
Ale tak jest najszybciej i najbezpieczniej. Pewnie, można konwojem: dziesiątki samochodów wojskowych i cywilnych, autobusy, z przodu i w ogonie kolumny po kilka wozów terenowych i pancernych, ale nikt nie wie czy dojedziesz cały i kiedy. Starczy, że - tak jak na drodze z Al-Hilli do Bagdadu - wyleci w powietrze most i ze stu kilometrów robi się dwieście a jechać trzeba jakimiś zapomnianymi przez Boga - ale wcale nie terrorystów - drogami.
     Wozy
     
Jeszcze na chwilę zostańmy przy tych żołnierzach torującym drogę konwojom. Amerykanie (choć Bułgarzy i Łotysze też) siedzą na potężnych, szerokich, opancerzonych Hammerach. nawet gdy wjedzie na minę, ludzie wyjdą z niego bez szwanku. Nasi wyjeżdżają w Honkerach: poobkładali je kamizelkami, dospawali jakieś blachy, ale lepiej żeby pod nimi nic nie wybuchało. Dopiero teraz maja dostać 31 Hammerów.
     Linka
     
Zapomniałbym o jeszcze jednym polskim patencie - półtorametrowej ostrodze osadzonej na kabinie kierowcy. Ma zatrzymać stalową linkę, która zwykło się tutaj przeciągać w poprzek drogi aby ucięła głowę strzelcowi karabinu maszynowego zamontowanego na samochodzie.
     Wozy II
     
Jednak jadą: dziesiątki i setki ciężarówek, ogromnych cystern, bo wojskowe bazy co dzień potrzebują setek ton paliwa, amunicji, lekarstw, puszek coca-coli, papieru toaletowego. Bywa, że wylatują na minach, są ostrzeliwane z granatników, palone, a ich filipińskich czy tureckich kierowców za kilka dni pokaże Al-Dżazira klęczących z paszportami w dłoniach i błagających o wycofanie wojsk.
     Geografia
     
Trochę polskiej geografii wojskowej znad Tygrysa i Eufratu. Bo się pogubimy:
     Babilon - dowództwo miedzynarodowej dywizji, mnóstwo jednostek wsparcia: Bułgarzy, Amerykanie, Mongołowie, Węgrzy, Holendrzy, Salwadorczycy, oczywiście nasi. Wieża Babel. Babil - mówią pieszczotliwie jej mieszkańcy.
     Al-Hilla - tam mamy dwa bataliony
     Karbala - szpital i grupa bojowa
     Al-Kud - kilkuset Polaków
     No i Diwanija, czyli zupełnie nowe miejsce na ziemi.
     Przeprowadzka
     
Z tą Diwaniją (setka kilometrów z okładem na południowy wschód od Babilu) jest tak, że już się do niej dywizja zaczęła przeprowadzać. Skończy w pierwszych dniach grudnia. Trzeba przewalić tony sprzętu, setki ludzi. Ogromna operacja.
     Generałowie
     
A na razie w Diwaniji rządzi Srokosz, zastępca Ekierta. Ma już nawet własną ulicę w campie. Dowódca dywizji mówi, że już mu też obiecali. Dłuższą, oczywiście.
     Pustynia
     
Baza bazie nierówna. W Babilu zieleń, palmy, woda. Diwanija to miejsce smutne, jeszcze nie do końca wydarte pustyni: piach, kępy drzew, jakieś budynki po irackich koszarach z dachami podziurawionymi w czasie amerykańskich nalotów. I co tydzień przybywa kilkaset mieszkalnych kontenerów.
     Zresztą do A-Hilli i Karbali Babilon też ma się jak niebo do ziemi.
     Pałac
     
Nad obozem wypiętrza się wzgórze, a na nim pałac Saddama, z którego oglądał ruiny Babilonu. W wielkim, wyłożonym marmurem hallu żołnierze powiesili kosze do siatkówki i postawili bramki, bo w pobliżu nie ma porządnego boiska.
     Ruiny
     
Widziałem już trochę starożytności, a zawsze między nimi tłumy turystów, kramy z pamiątkami, Japończycy z aparatami fotograficznymi. Ruiny stolicy Nabuchodonozora są puste, wymarłe, zastygłe w kompletnej ciszy; każdy krok słychać gdy chodzi się po sali, w której przed tysiącem lat król Baltazar ucztował po raz ostatni w życiu. Od początku naszej obecności w Iraku pilnowaliśmy żeby nikt tego nie rozkradł jak bagdadzkich muzeów po zwycięstwie nad Husajnem. Teraz oddajemy zabytek Irakijczykom; już pracuje tu kilkunastu policjantów, jeszcze bez broni.
     Tak na wszelki wypadek.
     Alarm
     
Było już ciemno, coś koło jedenastej, właśnie kładliśmy się spać, kiedy wyrzucili nas brutalnie z łóżek i kontenerów: ostrzelano Ronsona, czyli jedną z bram wjazdowych do Bablilu. Hełm na głowę, kamizelkę włóż i pod prymitywne betonowe schrony, których wszędzie pełno. Iracka noc ma rozgwieżdżone niebo, a te cienie na nim to helikoptery, lecące tam gdzie strzelają.
     Ostrzał
     
Pod obóz podjeżdża cywilny samochód, staje o kilometr-dwa od zasieków. Z bagażnika pasażerowie wyciągają moździerz, montują, walą na oślep w obóz: pach, pach. Potem pakują sprzęt do auta i szukaj wiatru w polu. Tak to wygląda.
     Bazar
     
Tuż obok tego ostrzelanego Ronsona jest arabski bazar, bazarek właściwie. Dla każdego coś miłego: fajki wodne, laptopy za pół darmo, podrabiane perfumy, autentyczne cyfrówki, najnowsze filmy spiratowane na DVD, sławne karty do gry z Saddamem i jego kompanami. Starczy, że spojrzysz na kram a już słyszysz: - My friend, my friend, chodź tu, chodź.
     Podobno teraz też ruszą do Diwaniji za wojskiem.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska